niedziela, 15 września 2013

Początek cz. 2

A

    Gosia stała obok Vana i przyglądała się scenie rodzajowej „ Zaraz Zombie zeżre tego kolesia”. Znaleźli się z Andrzejem w tym miejscu, gdyż jadąc przed siebie zobaczyli spadający samolot. Przez całą drogę, bardzo dużo rozmawiali i oboje zgodzili się z tym, że trzeba sprawdzić, czy ktoś przeżył katastrofę, by mu pomóc i nie dać pożreć zombiakom.

26-latka domyśliła się już dawno, czym są te istoty. Jako osoba zafascynowana fantastyką i s-f, oglądała w swoim życiu wiele filmów o takiej tematyce. Dzięki temu, wiedziała co powinna zabrać z domu, kiedy wyruszała za rodziną.
Teraz trzymała kurczowo w ręce swój topór i cieszyła się, że nie zdążyła go stępić do walk rekonstrukcyjnych. Gosia w czasach spokoju, zajmowała się rycerstwem i uczyła ludzi walki bronią. Cała ta wiedza, była bardzo przydatna przy ubijaniu zdechlaków. Niestety to nie Ameryka, gdzie każdy ma broń palną. Chociaż jak się zdążyła przekonać, można spotkać kłusownika, czy jak to sam interesant o sobie mówi: myśliwego.
Zawartość Vana powalała na nogi: różne rodzaje broni, granaty, miny, pułapki ręcznej roboty na duże zwierza. Czuła się z Andrzejem całkiem bezpiecznie.

Strzał wyrwał Gosię z rozmyślań.. Andrzej krzyknął do chłopaka:
- Ej ty! Rusz się, jeśli ci życie miłe!- i pobiegł w jego stronę. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Kłusownik podniósł niedoszłego denata z ziemi, ale sam nie zauważył, że jego krzyk przyciągnął nowe zombiaki. Jeden z nich poruszał się dosyć szybko i rzucił się na Andrzeja. Nie spodziewając się ataku, upadł i wypuścił broń z ręki, która przemieściła się do przodu. Chłopak się ocknął i chciał pomóc kłusownikowi, ale Gosia go odciągnęła. Wystarczy, że już jednego straciła. Tego, który znał się na całej broni w samochodzie. Andrzej walczył zaciekle, ale nie miał szans na przeżycie, był pogryziony i zarażony. Dziewczyna zamachnęła się toporem na zombiaka i dobiła go. Andrzej leżał na ziemi i wykrwawiał się. Wyciągnął rękę do Gosi i podał jej kluczyk do samochodu.
- Weź to, uratujcie siebie i innych ludzi. Niech te potwory nie dadzą rady ludzkości! – Uśmiechnął się po swojemu, ale zaraz twarz wykrzywił mu grymas bólu
- Jakbyś mogła Gosiu… Nie pozwól bym został tym czymś… - powiedział cicho przymykając oczy. No i co pozostało dziewczynie. Całkiem już niedaleko znajdowały się potwory, jak zostawi Andrzeja w takim stanie, to albo sam się zmieni w jednego ze zdechlaków, albo zostanie zjedzony. Musiała dokonać tego, czego bardzo nie chciała.
- Ale ja nie mogę. Ty żyjesz… - powiedziała wystraszona tym, co zaraz będzie musiała zrobić. Andrzej popatrzał jej w oczy i skinął lekko głową:
- już niedługo… już niedługo… - krew zalewała mu usta… Rozerwany brzuch wylewał coraz więcej krwi. Nagle padł strzał. Prawie trafił dziewczynę w nogę, ale bezbłędnie wycelowany był w głowę kłusownika.
Coś pociągnęło Gosię za rękę… To był ten chłopak.
- Chodź, zaraz będzie ich tutaj całe stado i będzie koniec z nami! – Dziewczyna ocknęła się nagle, wzięła chłopaka za rękę i szybko pobiegła do samochodu.

Prowadząc samochód czerwono włosa przyglądała się Chłopakowi z ukosa.
- Prawie mnie trafiłeś… Jak nie umiesz bawić się bronią, to tego nie rób – Powiedziała po chwili.
- Chciałem uratować damę z opersji – Uśmiechnął się od ucha do ucha. Można byłoby pomyśleć, że żart był nie na miejscu, ale jakoś tak sprawił, że i Gosia się uśmiechnęła.
- Dama w opersji. Dobre sobie. Jakoś wiesz, ostatnio nie lubię dobijać ludzi. Ogólnie nie lubię zabijać, ale skoro trzeba… - Patrząc na drogę zamyśliła się…
- Tak wogole to Arek jestem. Powiedz mi co się stało? – odezwał się młody i patrzył z oczekiwaniem na dziewczynę. Od czego miała zacząć i skąd on się urwał, że nie wie co się stało?
- Rozumiem, że trochę Cię nie było…- bardziej stwierdziła niż zapytała. Po czym opowiedziała mu to, co przez ostatni tydzień się dowiedziała. Zaraza rozprzestrzeniała się dosyć szybko. Prawie jak w filmach.
Dziewczyna dowiedziała się od Arka, dlaczego nic nie wie. Razem ze swoją dziewczyną nie interesowali się telewizją i mediami, jak byli na wakacjach. A że mieli wynajęty domek niedaleko plaży… No cóż. W samolocie lecącym tam było już dziwnie, ale dopiero jak wracali, coś tam słyszeli o dziwnych wydarzeniach, które wzieli za rozmowy o filmie, a nie o rzeczywistości.
Arek zapytał się 26 latki jak to się stało, że jest tak dobrze przygotowana i posiada noże i toporek. I usłyszał jej historię…


Miała męża i małego synka. Mieszkali w kamienicy w Krakowie. Naprzeciwko nich mieszkała rodzina męża. Kiedy zaraza zdążyła niekontrolowanie rozprzestrzenić się w mieście, Mąż zabrał dziecko i rzeczy i pobiegł poinformować rodzinę, żeby się pakowali. Potem akcja rozwinęła się bardzo szybko. Mąż Gosi poszedł z dzieckiem do samochodu, żeby wszystko spakować, razem z Mamą i braćmi przygotowali dwa samochody i zdążyli już wsiąść. Czekali na dziewczynę. Ale jej mąż z przyzwyczajenia chyba, zamknął drzwi na klucz, a ona nie umiała znaleźć w popłochu swojego klucza do drzwi. Wtem mała grupa zombiaków, prawdopodobnie zarażonych turystów z hotelu obok, zaatakowała samochody. Gosia obserwowała to zza okna. Zadzwoniła do męża na komórkę, żeby powiedzieć mu, że musi znaleźć klucze do drzwi wyjściowych.
- Jedźcie beze mnie. Znajdę Was! – powiedziała desperacko do ukochanego.
- Nigdzie bez Ciebie nie jadę! – odpowiedział jej mężczyzna, chociaż wiedział, że jak zostaną dłużej to mogą już nie wyjechać, ani nie wydostać się z samochodu.
- Jedź! Znajdę Was! Jak odjedziecie, to one odejdą. Wiesz przecież, jak to działa. Dogonię Was, choćby na rowerze! – Potworów było coraz więcej, samochód ruszył. Wtedy Gosia osunęła się po ścianie, a szloch zatrząsł jej ciałem. Obiecała sobie, że kiedy zaistnieje taka sytuacja, to ona się zabije, bo po co żyć w świecie bez ludzi. Ale teraz miała rodzinę i musiała żyć dla niej. Pobiegła zatem pakować najpotrzebniejsze rzeczy i broń. Wzięła kilka rzeczy ze zbrojowni i poszła po rower…


- No i tak się zaczęło, ale rower musiałam porzucić, bo wpadłam w rów i zgięłam koło… Cóż, jazda na rowerze nie jest moją najmocniejszą stroną. Potem przemieszczałam się między budynkami. – Zakończyła swoją opowieść Gosia. Arek przyglądał się jej, widział w jej oczach smutek.
- No ale co z Twoją rodziną? Nie odnalazłaś jej? – spytał zainteresowany.
- Telefon przestał im działać, ale ostatnio jak dzwoniłam do nich, żyli i byli razem gdzieś z Wojskiem. Nie wiem niestety co dalej, gdzie pojechali… Muszę ich odnaleźć. – Dziewczyna trochę się rozkojarzyła, więc serce podskoczyło jej do gardła, kiedy Chłopak podniósł głos

- STÓJ! – krzyknął. Gośka wdepnęła hamulec do ziemi i oboje wylądowali na przedniej szybie. Przed nimi stał chłopak w czarnej czapce i machał rękami….

1 komentarz: