piątek, 20 września 2013

Oblicze śmierci

B

Denis zrobił dwa kroki do tyłu. Na drodze stanęła mu gruba, zakapturzona postać, która miała na sobie długie, czarne okrycie. Brakowało jej tylko kosy, żeby wyglądać jak wyobrażenie śmierci. Nieznajoma postać wyjęła nóż, który chłopiec już gdzieś widział. Był to kuchenny nóż ubrudzony zaschniętą krwią. Zaczęła się zbliżać, a chłopak nie umiał się ruszyć. Zdjęła kaptur. Denisowi serce zaczęło bić szybciej, gdy zobaczył, że nieznajomym okazał się być jego własny, starszy brat Mariusz, którego zmienionego w zombi był zmuszony zabić. Twarz Mariusza wyglądała tak samo jak wtedy, gdy widział go po raz ostatni. Jego głowa była rozwalona, a z ran nie lała się już krew. Wtedy rozpoznał nóż. Należał do jego rodziny, był to ten sam, który zabrał z domu w najgorszy dzień swojego życia i który wbił przemienionemu bratu w plecy. Denis próbował się ruszyć, ale nie mógł. Patrzył w lodowate, niebieskie oczy brata i nie mógł odwrócić wzroku. Jego brat stał o krok przed nim. Chłopiec nadal patrząc w pełne nienawiści oczy brata usłyszał dźwięk rozcinającej się skóry i poczuł lekkie ukłucie w brzuchu. Strach wypełnił jego ciało. Obudził się...
Otworzył oczy. Brzoskwiniowy zapach świeżo umytych, długich, blond włosów Oliwii uspokoił go. Delikatnie uwolnił się z objęć śpiącej dziewczyny, wstał, ubrał  i poszedł do kuchni. Usiadł na krześle i wziął łyka zimnej wody.
Wtedy usłyszał dziwne głosy zza ścian mieszkania. Jęki sztywnych zmieniły się. Dołączył odgłos uderzania. Chłopak obudził Oliwię i Marcina. Wszyscy wzieli ze sobą nóż i rewolwery i zbliżyli się do drzwi. Dźwięki ucichły i nagle rozległo się pukanie do drzwi. Denis ruchem ręki nakazał towarzyszom, żeby byli cicho.
- To ja Marta. Wybaczcie, że zniknęłam bez słowa. Wszystko wam wytłumaczę.
- Pomóż mi. - zwrócił się Denis do Marcina.
Obaj odblokowali drzwi i je ostrożnie otwarli z bronią w gotowości. Zobaczyli Martę, a obok niej
stał średniego wzrostu brunet.
- Kto to? - zapytał podejrzliwie Denis.
Brunet zmierzył go wzrokiem.
- Jest w porządku. Uratował mi życie. W sumie to nam wszystkim... Ach, wejdźmy do środka, bo zaraz zjawi się tu więcej tych szwendaczy. - odpowiedziała Marta
- Wchodźcie. - powiedział Denis nadal trzymając broń w gotowości
Weszli do środka. Denis, Marta i nieznajomy chłopak usiedli razem przy stole, Marcin stał przy ścianie z rewolwerem w kieszeni, a Oliwia zaczęła robić herbatę.
- Wymknęłam się w nocy.. - zaczęła Marta - Chciałam przemyśleć parę spraw w samotności. Miałam zamiar wrócić jeszcze tej nocy, ale spotkałam psychopatę, który mnie śledził. Przez to byliście również zagrożeni póki z wami przebywałam. Prawdopodobnie było by już po mnie.. Ale wtedy zjawił się on.
- Nazywam się Paweł. Przypadkiem natknąłem się na nią jak jakiś psychol próbował ją zabić. Znalazłem się tam w porę by ją uratować.
- Co żeście robili przez cały dzień? - zapytał Denis
- Próbowaliśmy zgubić szwendaczy. - odpowiedziała Marta - Nie chcieliśmy wracać tutaj, bo nie chcieliśmy ściągać na was kłopotów. No i w końcu się udało. Od razu jak ich zgubiliśmy to zaczęliśmy wędrować aż tutaj. Paweł chce się do nas przyłączyć i uważam to za dobry pomysł.
- Mogę się przydać. - oświadczył Paweł
- Co wy na to? - zwrócił się Denis do Marcina i Oliwii
- Nie mam nic przeciwko. - rzekł Marcin - Będziemy mieć większe szanse na przetrwanie.
- No ja też nie. - powiedziała Oliwia
- No to... - zaczął Denis - Witaj w grupie. Ja jestem Denis, ten przy ścianie to Marcin, a ta dziewczyna, która niesie nam teraz herbatę to Oliwia. Będziesz spać na fotelu, bo nie ma więcej miejsca. Jutro przyniesiemy ci jakieś łóżko, albo znajdziemy lepsze mieszkanie.
- Dziękuję - odpowiedział z zadowoleniem Paweł.
Po chwili udali się spać. Czekał ich jutro trudny dzień.

Nastał ranek. Wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że dzisiaj jest dzień, w którym będą przeszukiwać wioskę. Po ubogim śniadaniu składającym się z kanapek z serem i owocowej herbatki udali się na zwiedzanie nowego miejsca. Zabrali ze sobą noże, rewolwery i amunicję do nich. Oliwia wzięła również swój łuk, kartkę i ołówek, ponieważ jej zadaniem było zrobić szkic mapy. Weszli do pierwszego domu. Było to duże mieszkanie o dwóch piętrach, białych ścianach i czarnych dachówkach. Posiadał duże okna, a w nich ozdobne firanki. W środku znaleźli prawie pełną lodówkę pożywienia, z czego większość nadawała się do spożycia, ubrania i medykamenty. W piwnicy spotkali się z dwoma sztywnymi, których przywitali wbijając im nóż w głowę. Znaleźli tam starą drabinę, która przydała się Oliwii, aby dostać się na dach jednego z budynków, który miał płaski dach. Miała teraz dobry widok na całą wioskę. Wioska była otoczona ze wschodu i północy lasem. Składała się z kilkunastu budynków różnych rozmiarów i wyglądów. Przez sam środek przepływała rzeka, a po północnej stronie znajdowało się małe jezioro. Usiadła na dachu, położyła obok siebie łuk, wyjęła kartkę i zaczęła rysować. Pozostali się rozdzielili i udali się przeszukiwać mieszkania. Na niebie pojawiły się ciemne chmury. Zbierało się na deszcz. Przeszukiwanie kolejnych domów wyglądało tak samo. Znaleźli pożywienie, narzędzia, albumy ze zdjęciami rodzin, ubrania, środki czystości i paru zombiaków. Dopiero Marcinowi się poszczęściło. No może i nie...
Wszedł do jednego z największych domów. W środku zastał bogato wystrojone wnętrze. Na ścianach wisiały obrazy w antyramach. Meble wyglądały na drogie i większość elementów była wykonana ze szkła. Na pierwszym piętrze w jednym z pokojów znalazł odtwarzacz CD, DVD i telewizor. Na półkach znajdowało się pełno płyt z filmami i różną muzyką. Każdy by tu znalazł coś dla siebie. W innych pokojach w szafach znajdowały się modne ubrania. W kuchni w półkach i lodówce znalazł pełno żywności, z czego mała część była popsuta. Znalazł też klucze do samochodu, domu i do garażu, który przyciągnął wcześniej jego uwagę. Był podekscytowany. Skoro tutaj są klucze, to gdzieś musi znajdować się samochód. Wyszedł, zamknął za sobą odruchowo drzwi i otworzył garaż. Pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Jego przypuszczenia się sprawdziły. W garażu znajdował się granatowy Opel Astra. Chciał obejść dookoła samochód, żeby go dokładnie obejrzeć. Niestety otwarta brama nie dała wystarczająco światła, żeby zauważyć stojącego w kącie zombiaka. Ten rzucił się na Marcina i obaj uderzyli o samochód. Marcinowi wypadły z ręki kluczyki do samochodu. Uderzenie aktywowało alarm w samochodzie. Na dźwięk alarmu każdemu zabiło szybciej serce. Wszyscy porzucili to co teraz robili i rzucili się do garażu. No oprócz Oliwii, która w tej chwili chowała pod płaszcz skończoną mapę, żeby nie zalał jej deszcz . Wzięła łuk do ręki, wstała i przyglądała się temu co się dzieje. Marcin sięgnął błyskawicznie po nóż i wbił go napastnikowi w głowę. Po czym go odepchnął i pod wpływem adrenaliny szukał kluczyków na podłodze. Znalazł je leżące obok opony, szybko je zabrał i wyłączył alarm. Do garażu przybiegł Denis, a zaraz po nim Marta z Pawłem.
- Co tu się stało?! - krzyknął Denis
- Ten sukinsyn zaskoczył mnie i przewrócił na samochód! - krzyknął wystraszony Marcin i wskazał leżącego na podłodze zombiaka
- Zaraz zejdą się tutaj sztywni z całej okolicy! - krzyknął Paweł
- Zajebiście.. - mruknęła pod nosem Marta
- Bierzcie broń. - powiedział surowo Denis i wybiegł z garażu
We wiosce zaczęło się pojawiać co raz więcej zombiaków. Chłopak rzucał się z nożem na każdego z nich, którzy stawali mu na drodze.
- Wychodzą z lasu! - krzyknęła Oliwia, która zauważyła biegnącego Denisa - Co tam się stało?
- Później ci opowiem. - powiedział Denis - Masz broń?
- Mam łuk i pistolet z pełnym magazynkiem. - odpowiedziała Oliwia
- Dobrze. - odparł Denis - Wciągnij drabinę na górę na dach i nie ruszaj się z miejsca. Zabijaj ich z góry.
- Okej, uważaj na siebie! - powiedziała głośno Oliwia
- Będę... - odpowiedział Denis.
Dziewczyna wciągnęła na górę drabinę, wzięła łuk i zaczęła strzelać. Chłopak eliminował za pomocą noża każdego zombiaka, który się do niego zbliżał. Po chwili zaczął tracić siły. Coraz więcej sztywnych nadchodziło z każdej strony, wyjął z kieszeni rewolwer i zaczął strzelać. Na początku trudno mu było trafić, ale z każdą minutą szło mu coraz lepiej. Nie umiał już dłużej utrzymać pozycji. Zombiaków było za dużo. Wycofał się i wbiegł do najbliższego mieszkania. Przewrócił drewniany stół, zablokował nim drzwi i odbierał życie (właściwie drugie) każdemu napastnikowi, który próbował przejść.

Marta weszła na balkon domu, który przed chwilą zablokowała od środka. Z tego miejsca z pistoletem w ręce uśmiercała każdego szwendacza, który znalazł się w pobliżu.
Paweł wszedł na wysokie drzewo i strzelał z pistoletu w każdego przechodzącego obok zombiaka.
Marcin z maczetą i rewolwerem stał się prawdziwym utrapieniem dla sztywnych.

Blokada nie wytrzymała. Coraz więcej zombi zaczęło się pchać i się przedostali do środka. Denis wbiegł na górę po schodach, a za nim sztywni. Chłopak zrzucał ich kopniakami i rozwalał głowy ostatnimi nabojami. Wiedział, że zaraz skończy mu się amunicja. Za ścianą domu rozległy się strzały. Sztywni przestali wchodzić do domu. Wtedy brakło mu amunicji, schował rewolwer i wycofał się na samą górę schodów, otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Za nim weszło pięciu sztywnych. Denis wiedział, że nie ma największych szans. Zebrał w sobie całą złość i rzucił się na nich. Dwóch udało mu się zabić, dwoje kolejnych rzuciło się na niego i upadł prawym bokiem na szklany stół, który nie wytrzymał i się rozbił. Chłopak szybko wyjął pociętą szkłem rękę, na której leżał. Jego biała, cienka bluza zaczęła w tamtym miejscu ociekać krwią. Obrócił się na plecy, lewą ręką próbował ich odpychać, a drugą złapał za jeden z dłuższych i węższych kawałków szkła i wbił go jednemu z napastników głęboko w oko mordując go. Martwe zwłoki upadły przygniatając prawą rękę chłopca i nie mógł jej wyjąć. Pozostały w stojącej pozycji sztywny zaczął zbliżać się w stronę walczących. Denis nie mógł dłużej odpychać zombiaka leżącego na nim. Zaczął krzyczeć z bólu. Szkło wbijało mu się w plecy. Drugą rękę miał unieruchomioną, nie mógł nic zrobić. Leżący na nim napastnik szarpał go i uderzał i zbliżał się centymetr po centymetrze z otwartymi szczękami. Jego twarz znalazła się mniej więcej piętnaście centymetrów nad twarzą Denisa. Chłopak zamilkł i wpatrywał się w jego blade oczy.
- To koniec... - pomyślał Denis - Zawiodłem Oliwię i resztę. Obiecałem jej, że obronię nas obu, a teraz patrzę śmierci prosto w oczy i nie mogę nic zrobić. Kurwa... To nie może się tak skończyć...
Nawet nie usłyszał kroków po schodach. Usłyszał dopiero strzał i krew prysnęła mu na twarz. Chłopak zrzucił z siebie martwego napastnika z rozwaloną głową i zauważył Marcina który maczetą pozbawił głowy ostatniego w pokoju sztywnego.
- Nic ci się nie stało? - zapytał zaniepokojony Marcin
- Żyję. - odpowiedział Denis - Dzięki. Jeszcze chwila i by już było po mnie...
- Zostałeś ugryziony, albo zadrapany?
- Nie. Mam tylko pociętą rękę i plecy od szkła. Wracaj im pomóc, ja powyjmuję szkło, odkażę rany i je opatrzę. Gdzieś tu powinna być apteczka.
- Dobra, uważaj na siebie. Oddam ci swój rewolwer, przyda ci się.
- Dzięki.
Marcin oddał swój rewolwer Denisowi i pobiegł schodami na dół, a ranny chłopak zajął się ranami.
Rozpadało się na dobre.

Paweł nadal siedząc na drzewie został otoczony przez zombiaków, którzy nie umieli się na nie wdrapać. On również nie miał amunicji.

Marta nadal znajdowała się na balkonie. Do jej mieszkania przedarli się sztywni. Balkonu sięgała gruba gałąź drzewa, które stało obok domu. Złapała się za nią i zeszła po drzewie na dół. Zabiła nożem każdego szwendacza, który się na nią rzucił i zaczęła strzelać w każdego, który wychodził z mieszkania, z którego przed chwilą uciekła. Jeden z nich pojawił się w oknie. Marta strzeliła w niego, ale nie trafiła. Kulka rozbiła szybę i trafiła obok kuchenki. Prosto w butlę z gazem, która była schowana w jednej z dolnych szafek. Butla eksplodowała i uśmierciła prawię każdego zombiaka, który znajdował się w środku mieszkania. Martę eksplozja odrzuciła do tyłu i dziewczyna upadła na ziemię. Parter stanął w płomieniach. Eksplozja zwróciła uwagę reszty szwendaczy. Marta podniosła się, zabrała broń i usłyszała Pawła, który krzyczał, żeby się stamtąd wynosiła, bo cała reszta żywych trupów zmierza w kierunku mieszkania, które powoli staje w płomieniach. Chłopak zeskoczył z drzewa i omijając grupę sztywnych, którzy przed chwilą jeszcze znajdowali się pod drzewem pobiegł do Marty.
- Już ich nie zostało wiele! - krzyknął - Musimy wrócić po resztę i amunicję!
- Oby im się nic nie stało. - powiedziała Marta
Upewnili się, że na drodze nie ma zombi i pobiegli do mieszkania, w którym trzymali broń.

- Kurwa. - przeklął pod nosem Denis - Co to był za wybuch?
Chłopak z opatrzonymi ranami opuścił budynek i udał w stronę dymu. Zauważył, że cały budynek stoi w ogniu. Na szczęście padał deszcz, który nie dopuści do rozprzestrzenienia się pożaru i go z czasem ugasi. Wte usłyszał za jego plecami sztywnego. Chłopiec odwrócił się trzymając rewolwer i zrobił krok do tyłu. Tak niefortunnie stanął, że się poślizgnął na błocie i upadł. Rewolwer wypadł mu z dłoni i wpadł do kałuży. Przeciwnik rzucił się w stronę leżącego w błocie Denisa, który próbował znaleźć w kałuży jego broń. Wtedy padł strzał. Zombi upadł, a za nim zobaczył Denis swoją dziewczynę.
- Mówiłem ci, żebyś się nie ruszała stamtąd. - rzekł chłopak
- Martwiłam się. - odpowiedziała dziewczyna - Jak widać słusznie. Co ci się stało?
- Później opowiem. Masz jeszcze strzały?
- Mam.
- To daj mi rewolwer. Nie zostało już dużo tych zombiaków.

Marta i Paweł dotarli do domu. Wzięli broń i pobiegli z powrotem. Zauważyli też, że brakuje jednego karabinu maszynowego...

- Zrobię to. - powiedział do siebie Marcin
Chłopak w rękach trzymał karabin i celował w znajdujących się kilkanaście metrów od niego grupy zombi stojącej pod palącym się domem. Na jego widok ruszyli w jego stronę. Marcin po chwili walki ze samym sobą nacisnął spust trzymając mocno broń. Jej moc lekko nim potrząsała, ale była skuteczna. Czasami udało mu się trafić w głowę. Pozbył się w taki sposób kilkunastu zombiaków, czyli prawie połowę z pozostałych tam pod domem. Opuścił na ziemię karabin, jego ręce pulsowały i przechodził przez nie straszny ból. Cofał się powoli do tyłu i wyjął rewolwer. Za nim pojawił się Denis z Oliwią. W trójkę zaczęli strzelać do pozostałych sztywnych. Po chwili do tej trójki dołączyła również Marta z Pawłem. Razem pozbyli się reszty zombi. Przetrwali...
- Nic nikomu się nie stało? - zapytała Marta
- Wszyscy są cali - odparł Denis - Coraz mocniej pada. Musimy zabrać znalezione rzeczy i wrócić do mieszkania.
- Myślę, że warto przeprowadzić się do tego dużego domu z garażem. - rzekł Marcin - Chodźcie, pokażę wam.
Razem poszli zobaczyć nowe mieszkanie i poparli pomysł Marcina. Godzinę zajęła im przeprowadzka i przenoszenie znalezionych rzeczy. Broń również złożyli w nowym domu. Wszyscy po kolei się poszli umyć, po czym się przebrali, w świeże, nowe ubrania i spotkali się na kolacji, aby obgadać cały dzień.
Po kolacji wszyscy zmęczeni udali się spać. Denis z Oliwią spali w sypialni, a reszta w osobnych pokojach należących prawdopodobnie do dzieci. Denis był szczęśliwy, że dożył kolejnego dnia. Zawdzięczał to Marcinowi i od dzisiaj miał u niego dług...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz