A
Warkot samochodu był coraz głośniejszy. Szybko wynurzył się zza wielkiego boeinga. Dziewczyny się zaniepokoiły. To nie były znajome twarze.
- cześć dziewczynki, szukacie kogoś? - powiedział jakby szyderczym głosem potężnie zbudowany mężczyzna.
- szukamy naszych znajomych. - odpowiedziała niepewnie Gosia.
- może to na nich czekacie? - pokazał ruchem ręki na boeinga, który nagle się otworzył. Wyszło z niego sześciu kolejnych wielkich facetów ciągnących za sobą zakrwawionych i pobitych chłopaków.
- Boże, co im zrobiliście?! - wykrzyknęła Ola.
- nie martwcie się, żyją.... na razie. W każdej chwili może się to zmienić, a tego z pewnością nie chcemy. Jest jedna rzecz którą od was chcemy. Jeśli ją zrobice, weźmiecie swoich chłopaczków i pójdziecie zabijać szwendaczy przy zachodzącym słońcu....
- co od nas chcecie? - zapytała się, pełna niepokojących myśli Małgosia.
- to proste. Nasz nasz wóz już ledwo wyrabia, was jest duży i nowy. No i widziałem też w bagażniku torbę pełną broni. I jedna z was by nam się przydała. Tak mało tu rozrywki! - mówiąc to, zaśmiali się wszyscy śmiechem prosto z horroru.
- weźcie sobie bronie. Samochód nam zostawcie. Bez niego nie przeżyjemy nawet godziny!
- jeśli będziesz negocjować, nie przeżyjesz kolejnych 5 minut. - powiedział już całkiem poważnie.
- nie oddawajcie im niczego. Wchodźcie w vana i uciekajcie! - krzyknął Kamil.
- chłopcze to nie było mądre. - powiedział mężczyzna. W strone chłopaka zaczęły lecieć potężne kopniaki i ataki pięścią. Kamil osunął się i splunął krwią. To tylko podgrzało atmosfere. Szwendające się w oddali trupy poczuły tą słodką woń i zaczęły zmierzać w stronę żywych.
- oho, was czas się kończy. - powiedział także zaniepokojny już napastnik.
- dobra, bierzcie broń i auto ale już ich zostawcie!! - powiedziała ciężko Gosia, choć wiedziała, że robi dobrze.
- cała zgraja, siedmiu ludzi, szybko wybiegło z samolotu do dwóch wozów i ruszyło w stronę wyjazdu. Van zwolnił przy dziewczynach. Szyba poszła w dół:
- Konrad. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - powiedział i ruszył przed siebie.
Dziewczyny szybko wciągnęły zranionych i poobijanych chłopaków do środka samolotu, zamknęły drzwi tym samym odgradzając się od hordy.
- nie wiem kim on jest, ale ten skurwysyn z pewnością mnie popamięta - powiedział wściekle Arek.
- Konrad. To był Konrad. - odpowiedziała czerwonowłosa.
- cześć dziewczynki, szukacie kogoś? - powiedział jakby szyderczym głosem potężnie zbudowany mężczyzna.
- szukamy naszych znajomych. - odpowiedziała niepewnie Gosia.
- może to na nich czekacie? - pokazał ruchem ręki na boeinga, który nagle się otworzył. Wyszło z niego sześciu kolejnych wielkich facetów ciągnących za sobą zakrwawionych i pobitych chłopaków.
- Boże, co im zrobiliście?! - wykrzyknęła Ola.
- nie martwcie się, żyją.... na razie. W każdej chwili może się to zmienić, a tego z pewnością nie chcemy. Jest jedna rzecz którą od was chcemy. Jeśli ją zrobice, weźmiecie swoich chłopaczków i pójdziecie zabijać szwendaczy przy zachodzącym słońcu....
- co od nas chcecie? - zapytała się, pełna niepokojących myśli Małgosia.
- to proste. Nasz nasz wóz już ledwo wyrabia, was jest duży i nowy. No i widziałem też w bagażniku torbę pełną broni. I jedna z was by nam się przydała. Tak mało tu rozrywki! - mówiąc to, zaśmiali się wszyscy śmiechem prosto z horroru.
- weźcie sobie bronie. Samochód nam zostawcie. Bez niego nie przeżyjemy nawet godziny!
- jeśli będziesz negocjować, nie przeżyjesz kolejnych 5 minut. - powiedział już całkiem poważnie.
- nie oddawajcie im niczego. Wchodźcie w vana i uciekajcie! - krzyknął Kamil.
- chłopcze to nie było mądre. - powiedział mężczyzna. W strone chłopaka zaczęły lecieć potężne kopniaki i ataki pięścią. Kamil osunął się i splunął krwią. To tylko podgrzało atmosfere. Szwendające się w oddali trupy poczuły tą słodką woń i zaczęły zmierzać w stronę żywych.
- oho, was czas się kończy. - powiedział także zaniepokojny już napastnik.
- dobra, bierzcie broń i auto ale już ich zostawcie!! - powiedziała ciężko Gosia, choć wiedziała, że robi dobrze.
- cała zgraja, siedmiu ludzi, szybko wybiegło z samolotu do dwóch wozów i ruszyło w stronę wyjazdu. Van zwolnił przy dziewczynach. Szyba poszła w dół:
- Konrad. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - powiedział i ruszył przed siebie.
Dziewczyny szybko wciągnęły zranionych i poobijanych chłopaków do środka samolotu, zamknęły drzwi tym samym odgradzając się od hordy.
- nie wiem kim on jest, ale ten skurwysyn z pewnością mnie popamięta - powiedział wściekle Arek.
- Konrad. To był Konrad. - odpowiedziała czerwonowłosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz