Czasami w życiu przychodzi taki moment, że zadajemy sobie pytanie ,,dlaczego?". Marta właśnie go przeżyła. Pod osłoną nocy wymknęła się ze swojej ostoi, by przemyśleć parę spraw w zupełnej ciszy i spokoju. Starała się dojść do tego, co ją tu trzymało. Towarzysze, choć mili, nie byli jej przyjaciółmi, zaś obcymi osobami. Łączył ich tylko wspólny cel. Ale jaki? Przetrwanie?
Dziewczyna usiadła na mokrym, zimnym kamieniu ,,dostaniesz wilka!"- zawsze powtarzała jej mama. Teraz zabrakło tej kobiety, jej niebyt wywoływał rażącą tęsknotę w sercu córki. Agata - bo tak miała na imię owa pani - mawiała też ,,Bóg tak chciał", lecz czy teraz powiedziałaby to samo?
- SKORO TAK CHCIAŁ TO JEST PIERDOLONYM EGOISTĄ, KTÓRY MA LUDZI ZA NIC. - krzyknęła Marta, sama do siebie, w pusty las. Echo roznosiło się w każdym kierunku, sprawnie zwiedzało skwerki, dziuple, nory, docierając tym samym do nieproszonego gościa.
Rozkojarzona Marta wyjęła nóż, kiedyś ten sam służył jej do krojenia chleba, teraz wiadomo, że nigdy nie uda się go już pogodzić z tą rolą. Mając czas, bohaterka zdążyła się przyjrzeć nadchodzącemu zombie. - Za życia nie był taki groźny - pomyślała. Zombie, które zmierzało w jej stronę mogło mieć za życia 9 lat, to chłopiec z włosami w kolorze blond i gustownym (choć już podartym) niebieskim płaszczyku. Myśl o niewinnej osobie, którą musiało to spotkać wywołała łzy. Pojedyncze krople spływały po policzkach, niedługo po tym usta wypełnił słonawy smak. Nie była do niego przyzwyczajona, płakała może cztery razy w życiu, czyli (jak ona twierdzi) o cztery za dużo. Ściskając mocniej nóż w dłoni powoli zbliżyła się do potwora. Pogładziła ostrze - było jak nowe - w takich chwilach jak ta, można się cieszyć, że nie posiadało się tych drogich noży ceramicznych. Swoją drogą - są gówniane.
Marta obierała punkt, miała czas, by perfekcyjnie wymierzyć w środek głowy zdechlaka. Odważnym, precyzyjnym ruchem wbiła lśniące ostrze w jego czaszkę. Po wszystkim przytrzymując nieruchome ciało umarlaka wyjęła szybkim pociągnięciem nóż z jego czoła. Odruchowo powąchała czerwoną od krwi stal i wytarła ją o spodnie.
- Fuj... To obrzydliwe. Zawsze robisz takie rzeczy? - powiedział nieznany człowiek, stojący gdzieś za nią. Wyrósł jak spod ziemi. Marta zacisnęła dłoń w swojej pięści, teraz nie była w stanie się wyślizgnąć. - Dziewczyno, z taką zabawką to możesz co najwyżej ziemniaki obierać.
- Takie jest jej przeznaczenie. - odpowiedziała ochryple.
- Patrząc na to co zrobiłaś przed chwilą, mogę być pewny, że obieranie warzyw wygląda nieco inaczej. - uśmiechnął się podle.
- Facet nie będzie mnie uczył jak się posługiwać nożem kuchennym.
- Kuchennym to może i nie, ale mam coś co może Cię zainteresować. - szyderczy uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet gdy sięgał do walizki pełnej rozmaitej broni, pistolety, noże myśliwskie, scyzoryki, wszystko miał w swoim wyposażeniu.- To może być twoje.
Marta wiedziała, że w nieznajomym jest coś niepokojącego. Czego mógł chcieć? Zaufać komuś takiemu to jak głaskać obcego psa - możesz zyskać przyjaciela lub stracić rękę. Można wiele ryzykować, ale wygrać nawet więcej.
- Czego chcesz? - cały czas zaciskała palce.
- Wsparcia, współpracy, przyjęcia do grupy.
- Skąd wiesz, że mam grupę?
- Można powiedzieć otwarcie: obserwuje Cię od sytuacji w kościele.. wiesz.. odkąd to wszystko się zaczęło.
- Jesteś chory. - wycofywała się mówiąc te słowa.
- A Ty nieostrożna. - złapał ją za gardło tak mocno, że zmusił ją do upuszczenia noża.
Więc to tak umrę - pomyślała. - Mogłoby mi się stać cokolwiek innego w tym świecie krwi i zła, mogłam zostać zjedzona, rzucona na pożarcie...
- Nic Ci nie zrobię. Proszę o trochę posłuszeństwa czy t...? - Nie skończył mówić. Kula pistoletu przebiła mu brzuch, a jego martwe ciało upadło na zimną ściółkę. Marta powoli podniosła głowę znad czerwonej plamy krwi pod jej stopami, sytuacja była dla niej niezrozumiana. Niezidentyfikowana osoba najprawdopodobniej uratowała jej życie.
- Śmiało, możesz dziękować - powiedział oschle wybawca, wyglądał na zmęczonego i wycieńczonego. Był średniego wzrostu brunetem, mniej więcej w jej wieku.
- Dziękuje.. - opowiedziała cicho.
Chłopak podszedł do zastrzelonego mężczyzny i powtórzył to, co zrobił wcześniej, tym razem w sam środek głowy. Brunet był przerażający, przed chwilą zabił innego człowieka, jakby było to dla niego rutyną.
- Musiałem to zrobić, zmieniają się w te skurczybyki.. - powiedział tym samym ospałym głosem.
- Skąd się tu wziąłeś?
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz