poniedziałek, 16 września 2013

Sklep

A

   Ola zwinęła się w kłębek za ladą, z niecierpliwością szamocząc się z papierkiem batonika. Ten jednak wciąż wyślizgiwał się z jej zdrętwiałych palców. W myślach przeklinała zombie za odkrycie jej poprzedniej kryjówki – musiała szybko uciekać; nóż wciąż miała przy sobie, jednak do plecaka i zapasów było już za daleko. Teraz siedziała za kontuarem w splądrowanym sklepie, gdzie jakimś cudem udało jej się znaleźć coś zdatnego do spożycia. Całą resztę ludzie zabrali już dawno temu.
   Przypuszczała, że musi być około czwartej nad ranem, bo niebo powoli szarzało. Było jej zimno; nie wiedziała jednak do końca, czy drżała z tego właśnie powodu, czy może to po prostu strach. A było się czego bać – zaraza rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Życie zmieniło się w piekło w przeciągu kilku dni, a ona nigdy nie sądziła, że będzie jej dane przeżyć coś tak przerażającego. Była pewna, że nigdy nie zapomni widoku rozszarpywanej przez zombie matki.
   Od jej śmierci była sama. Kilka dni włóczyła się po okolicy, jednak nie znalazła żywego człowieka. Gdzie rodzina, gdzie znajomi? Nie miała pojęcia. Czuła się zagubiona, zupełnie bezradna, rozbita. A potem zrozumiała, że musi wziąć się w garść i przetrwać, bo nikt jej w tym nie pomoże.
Jedz albo zostań zjedzonym – oto dewiza obecnych czasów.
   Od prawie dwóch tygodni włóczyła się samotnie w poszukiwaniu jakiejś bezpiecznej przystani, kierując się ku Świdnikowi w nadziei, że gdzieś tam znajdzie swojego ojca. Lecz siły ją opuszczały. Powoli przestawała wierzyć w to, że znajdzie jakichś żywych ludzi. A nawet jeśli? Bała się ich – przecież nigdy nie wiadomo, kim tak naprawdę są. Z drugiej strony wiedziała, że dłużej nie podoła samotnej tułaczce. To było zbyt wiele do udźwignięcia dla jednej osoby. Zmarzniętej, głodnej, pozostawionej samej sobie piętnastolatki.
   Serce podskoczyło jej w piersi, gdy przez wybitą szybę w oknie sklepu dobiegła jej uszu seria odgłosów. Czy to możliwe...? Nastawiła uszu i już po kilku minutach była pewna, że słyszy warkot silnika.
   Wyjść im naprzeciw czy pozostać w ukryciu? Każdy z wariantów niósł ze sobą niebezpieczeństwo, jednak Ola wiedziała, że to właśnie mogą ważyć się losy jej dalszego życia. Była w stanie podjąć to ryzyko. Wychyliła się zza lady, przez ogromną dziurę w szybie obserwując vana wypadającego zza zakrętu. Już chciała wybiec na plac przed sklepem, gdy zauważyła, że auto zwalnia i zatrzymuje się tuż obok. Domyśliła się, że i oni poszukują jedzenia.
   Teraz i tak ją znajdą, a ona nie musi się przecież wystawiać jak na tacy – zobaczy, z kim ma do czynienia, a potem albo się ujawni, ale spróbuje uciec. Z powrotem wczołgała się za kontuar i ścisnęła w dłoni rękojeść noża. Dobrze było mieć świadomość, że nie jest się całkiem bezbronnym. Po chwili usłyszała ich przyciszone głosy – jeden z nich z pewnością należał do kobiety. Gdy weszli do środka, Ola wstrzymała oddech. Słyszała ich kroki, raz zbliżające a raz oddalające od niej. Dwóch chłopaków, jedna dziewczyna, na pewno młodzi. Wymieniali się zdawkowymi uwagami, przede wszystkim skupiając się na poszukiwaniu czegokolwiek zjadliwego. Jak do tej pory nie wydali jej się szczególnie groźni a Ola doskonale wiedziała, że nie może zbyt długo zwlekać – zobaczą, że nic tu nie ma i odjadą, a ona znów zostanie sama jak palec. Zdobyła się na odwagę i wyskoczyła ze swojej kryjówki.
   – Coście za jedni? – warknęła, mierząc ich troje nieufnym spojrzeniem. Widziała zaskoczenie na ich twarzach, automatycznie doskoczyli do siebie. Stali tak, po obu stronach niewielkiego sklepiku, przyglądając się sobie uważnie. Blondynka w ubabranych błotem spodniach, z nożem groźnie połyskującym w jej drobnych dłoniach, a po drugiej stronie dziewczyna o zaskakująco czerwonych włosach i dwóch ciemnowłosych chłopaków, jeden z czapką Linkin Park naciągniętą na uszy. Linkin Park, sami swoi. Ola mimowolnie nieco się uspokoiła.
   – Jestem Arek – najwyższy z trójki wysunął się na przód, odgradzając resztę od Oli. – Gośka i Kamil – powiedział spokojnie, wskazując na nich.
   – Ola.
   – Możesz odłożyć nóż, nic ci nie zrobimy – wtrąciła się dziewczyna.
   Zawahała się. Nie sprawiali wrażenia groźnych, ale doświadczenia kilku poprzednich tygodni sprawiały, że czuła się bardzo niepewnie w tej sytuacji. Ostatecznie jednak opuściła nóż.
   – Jesteś tutaj sama?
   – Tak. Mogę... mogę się przyłączyć? – spytała nieśmiało.
   Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Ola uprzejmie dała im chwilę na przemyślenie jej propozycji. Znów usiadła, plecami opierając się o lodówkę. Rozmawiali po cichu przez kilka minut, podczas gdy Ola oczekiwała na wyrok.
   – Cóż – odezwała się w końcu czerwonowłosa Gośka. – Mam nadzieję, że umiesz posługiwać się tym nożem.
   Ola uśmiechnęła się szeroko. Była uratowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz