niedziela, 22 września 2013

Morze Czerwone.

A.

Wiadomo przecież, że to tylko Gosia ze swoimi czerwonymi włosami i w zielonym płaszczu. Ale pierwsza myśl jaka się pojawiła Oli, to była Merida z bajki. No cóż, fakt wyglądu plus strzelania z łuku, może spowodować taką myśl.
Arek pozbierał się w sobie i zgarnął szybko Olę, nim kolejne zombiaki nie wyszły z domu. Podbiegli oboje do Kamila i Gośki
- Szybko do Auta! – Powiedział Arek, ale czerwono włosa pokręciła głową i kciukiem wskazała na dom za swoimi plecami
- Tam mamy chatę, możemy się przespać spokojnie. Jest czysta.- Powiedziała do Arka mierząc w drzwi domu z łuku. Chłopak wzruszył ramionami i pobiegł w tamtą stronę. Kamil pociągnął Olę i też tam ruszyli. Gosia na samym końcu, sprawdzając czy samochód jest zabezpieczony.

- Na reszcie chwila wytchnienia! – Powiedział Kamil rzucając się na kanapę. Załączył telewizję, a tam oczywiście niewiele można było obejrzeć. No może poza dvd. I tak dobrze, że jeszcze był prąd.
- Musimy coś zjeść, nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam na spkojnie, przy stole – Zastanowiła się Ola. Arek poszedł przeszukać kuchnię. Znalazł naczynia i nawet jedzenie w lodówce. Cześć jeszcze nadawała się do spożycia. W szafkach był ryż i makaron.  Postanowił odprężyć się i ugotować coś dla grupy. Nie cieszył się, że musiał opuścić swoje bezpieczne i szczęśliwe życie, ale w końcu czekało go nowe, o ile czekało go cokolwiek.

Gosia załączyła cicho muzę i zaczęła tańczyć. Grupa na moment nie wiedziała co robić, ale jak Ola po pewnych oporach się przyłączyła, to i Kamil zaczął pląsać. Chyba wszyscy potrzebowali się trochę wyluzować.
W końcu zapach z kuchni zaczął ich ciągnąć w tamtą stronę. Poszli więc wszyscy i to co zobaczyli, sprawiło iż zaniemówili. Arek ugotował prowizoryczny obiad. Makaron z Sosem i jakimiś pulpetami, prawdopodobnie ze słoika. Ustawił na stole zastawę i kieliszki do wina. Gosia jak to zobaczyła, uśmiechnęła się i zapytała:
- A mamy wino? Jak tak, to jakie? – Arek również się uśmiechnął zawadiacko i powiedział:
- Może i mamy, a jakie, to sama sprawdź. Szafka na lewo od Ciebie – i dziewczyna radośnie doskoczyła do mebli. Wyciągnęła 2 butelki i przytuliła je do twarzy:
- Moje kochane!! Bordeaux wytrawne! – Spojrzała na Olę i Kamila po czym stwierdziła:
- Ale wy to chyba nie możecie jeszcze pić alkoholu? – Puściła oczko do młodych
- Ej no, chyba teraz nie będziemy się tak bardzo trzymać zasad? – powiedział lekko zawiedziony Kamil.
- Nie no, żartuję – odpowiedziała 26 latka.

I wieczór minął im całkiem przyjemnie, nawet dźwięki umarłych zza drzwi nie mogły zepsuć dobrych humorów ekipy.

Na drugi dzień wstali całkiem wyspani, zauważając jednak, że Gosia musiała nie spać już od jakiegoś czasu.
- Pilnowałam, abyśmy byli bezpieczni– usprawiedliwiła się dziewczyna.
- Mogłaś nas obudzić, przecież mogliśmy się zamieniać – powiedział Arek trochę oburzony.
- Spokojnie, ja też pospałam, ale z okazji że mam małe dziecko, zwykle mam nieprzespane noce. Nie przeszkadzało mi nigdy to, że mało śpię. – tutaj zamyśliła się, po czym poszła do kuchni, a stamtąd spytała:
- Co pijecie? Kawę, herbatę? – I w ten oto sposób ranek należał do przyjemniejszych. W końcu jednak zmuszeni byli ruszyć się i przeszukać miasto. Gosia postanowiła znaleźć większy samochód, taki, aby mogli przewozić dużo rzeczy i spokojnie wszyscy mieścili się razem. Dlatego jak już wszyscy przetrawili śniadanie, zaczęła przygotowywać się do wyjścia.
Oczywiście poinformowała cała grupę, że wybierają się na poszukiwania. Nie wiadomo czy ktoś nie został tutaj sam, a przecież nie mogła pozwolić na to, żeby kolejni ludzie zmieniali się w sztywnych. Arek jak zawsze, na pomysły Gosi kręcił nosem. No ale miał jakiś wybór? Mógł zostać w domu sam, ale na to pewnie Czerwona nie pozwoli. Mógł odłączyć się od grupy, ale wtedy ma małe szanse na przeżycie. Wolał już zostać z nimi i dostosowywać się do tego co chce cała grupa.
Ola była trochę zawiedziona, bo już zdążyła przyzwyczaić się do spokoju jaki trwał przez te kilka godzin. Kamil nawet się ucieszył, że ruszają, bo nie lubił kiedy jest za spokojnie.

Szli przed siebie już jakiś czas. Zabili kilku usztywnionych po drodze, na razie nie było to nic strasznego. Musieli się pilnować, żeby nie być za głośno. Minęli kilka domów, widzieli jakiś las. W końcu Gosia zobaczyła znak mówiący o tym że jest tutaj lotnisko. Byli całkiem blisko i zobaczyli niezły widok. Stało wszędzie dużo samochodów, dużo ciekawych pojazdów i aż się czerwonowłosej oczy zaświeciły, bo przypomniało jej się, że gdzieś na początku września był pokaz lotniczy w Radomiu właśnie! A wtedy zaczęła się ta cała masakra zombie. Czyli było tutaj dużo obcokrajowców i kamperów!
Czym prędzej zaczęła rozglądać się za czymś odpowiednim dla ekipy. Ola pobiegła za Gosią a chłopaki poszli w drugą stronę. Jednak starali się pilnować i przebywać w niedalekich odległościach od siebie. Jednak po pewnym czasie, zgubili się z oczu.
- Ola! Trzymaj się blisko mnie! – powiedziała Gośka do młodszej dziewczyny. Tamta pokiwała głową i trzymała nóż w gotowości. Miały pistolety, ale trzymały je przy pasie, bo wydawały za głośne dźwięki, a nie chciały przecież przyciągnąć zdechlaków.
Dziewczyny weszły między drzewa i kiedy wyszły z lasku znalazły się na lotnisku! A tam totalna masakra! Pełno zombie. Chodzili sobie w tę i w tamtą… Ale jak one znalazły się w obrębie wyczucia, wszystkie skierowały się na nie! Gosia myślała histerycznie, szybko. Co zrobić!? Przecież nie zdążą uciec! Rozejrzała się wkoło i to było to co powinna była zrobić! Kilkadziesiąt metrów od nich znajdował się olbrzymi kombajn. Wyglądał jak wielki, straszny potwór z jeszcze większą paszczą z zębiskami. Gośka złapała Olę za rękę i pociągnęła ja do pojazdu. Wsiadły obie.
- Szkoda, ze nie wybrałam sobie specjalizacji : jeżdżenie kombajnem…- powiedziała dziewczyna do siebie przyglądając się maszynerii. Ola spojrzała na nią wzrokiem mordercy:
- Ja wiedziałam, że tak będzie. Trzeba było siedzieć w ciepłym domku jak nam było dobrze, a nie.. – wkurzała się młoda.
- Spooooko, damy radęęęę!!- Mówiła luzacko Małgosia. Odpaliła potwora i zaczęła naciskać i sprawdzać jak działają guziki. Nie było to takie trudne, poza tym kiedyś na wsi widziała jak jej dziadek jeździł czymś podobnym. Co prawda mniejszym, ale!
Pojazd ruszył. W dobrym momencie, bo sztywni byli już bardzo blisko, a było ich coraz więcej. Dźwięk maszyny przyciągał ich nawet z oddali.
- No to czeka nas niezły ubaw – Powiedziała Gosia uśmiechając się potwornie. Ruszyła z kopyta i kiedy przednia szczęka spotkała się z pierwszym zombiakiem, aż podskoczyły w siedzeniach. Czerwonowłosa zaczęła się śmiać w głos.Ola nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. Z kim ona się zadawała? Czy mogła ufać tej osobie, czy nie? W końcu nie ufała nikomu. Jechały przed siebie nie za szybko, ale na tyle skutecznie, że dolna część szyby przedniej była cała we krwi. Jakieś jelito pacnęło o szybę i zsuwając się pozostawiło czerwono szary ślad. Ola zamknęła oczy, bo nie mogła już patrzeć na to, jak w powietrze latają wnętrzności i kawałki ludzkich ciał. Każdemu w końcu limit się na takie widoki wykończy. Trzęsło pojazdem niemiłosiernie, ale one były bezpieczne, siedząc wysoko w kabinie. Paliwa było dosyć, żeby pojechać całkiem daleko.
Przekosiły w ten sposób Naprawdę duże stado zombie. 26latka spojrzała za siebie, a tam zobaczyła morze czerwone! Czerwone falujące morze wnętrzności, krwi, skóry i ruszających się kawałków zwłok.
- Tylko gdzie są chłopaki?- spytała po pewnym czasie Ola siedząc sztywno w fotelu. Tak nią chyba jeszcze nigdy nie wytrzęsło, jak w tej podróży.
- Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że żyją. – odpowiedziała jej zapatrzona w dal Małgosia.
- Skąd tyle tych zombie tutaj? – spytała młoda.

- Domyślam się, że byli to goście Air Show… I tak sobie tu chodzili… - Usłyszały warkot jakiegoś wozu. Nie wiedziały czy mają ruszać przed siebie, czy czekać. Nie były pewne kogo spotkają… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz