niedziela, 15 września 2013

Kolejne dni...


    Kolejnego dnia, gdy Marta leżała w łóżku, Marcin poszedł się porozglądać po okolicy, a przy okazji poszukać jakiegoś jedzenia, ponieważ poprzedni dzień był dla nich obojga bardzo męczący. Marcin wpadł na pomysł by pomóc jakoś Marcie i poszukać czegoś, co pomoże jej sprawnie się poruszać, bo gdy tak leży w łóżku to mają małe szanse na przeżycie, bo w końcu szwendacze także i tu się dostaną. Na całe szczęście, gdy Marcin rozglądał się po okolicy zauważył, że niedaleko ich miejsca pobytu był mały sklepik, więc mogli na dłuższą chwile tu zostać. Mijały dni za dniami, Marcie się polepszało, a zapasy zaczynały się kończyć. Gdy w sklepiku skończyło się jedzenie , stało się to czego się obawiali, a mianowicie musieli znaleźć inne miejsce schronienia. Dzień później opuścili bezpieczne miejsce i wyruszyli w poszukiwaniu nowego, bezpiecznego miejsca. Wzięli ze sobą trochę prowiantu, który zostawili specjalnie na podróż, a także noże, które znaleźli w kuchni tego budynku, w którym mieli schronienie. Przez całą drogę starali się nie zwracać na siebie uwagi, ale niestety musieli pozabijać kilkanaście grupek zombie, dlatego też pod koniec dnia byli wyczerpani. Zauważyli, że jakieś 200 metrów od nich jest pusty, dość przyjemny z zewnątrz domek, postanowili się do niego udać. Doszli do domku, ale obawiali się tam wejść. Był opuszczony od dłuższego czasu. Jego poprzedni właściciele pewnie wyjechali gdzieś przed epidemią. Weszli do środka. W środku nie zastali żadnej żywej ani nieżywej duszy . Przenocowali tam, a zaś kolejnego dnia, gdy tylko chcieli opuścić pomieszczenie zauważyli coś niepokojącego, a dokładnie to, że w szopie, w ogródku ktoś lub coś jest.
- Nie podchodźmy tam... - Wyszeptała przerażona Marta .
- Musimy to sprawdzić! A jak to będzie ktoś żywy? Przecież mamy noże, jak coś to się będziemy bronić! - Odparł.
- No tak, ale... - w pewnym momencie Marta umilkła i pokazała wskazującym palcem w stronę wychodzących zza szopki umarlaków.
- Szybko! Do środka! - Krzyknął Marcin.
Weszli szybko do środka, na pierwszy rzut oka była pusta, ale zobaczyli, że ktoś leży na sianie, a dokładnie 2 postacie człekokształtne. Podeszli do nich. Zauważyli sylwetki młodego chłopaka i dziewczyny, którzy właśnie spali na sianie. Natychmiast podnieśli się na proste nogi, przestraszeni, że podchodzą do nich nieumarli. Od razu Marta z Marcinem zaczęli ich wypytywać, czy nie są przypadkiem ugryzieni i jak się tu dostali.
- Jak macie na imię? - Spytała Marta.
- Ja się nazywam Denis, a to jest moja dziewczyna Oliwia. - Grzecznie odpowiedział jej chłopak.
- Miło nam was poznać. Ja jestem Marta, a to jest Marcin. - Odparła.
Marcin wziął na chwile Martę na bok.
- Jak myślisz, można im zaufać? - Spytał zdezorientowany Marcin.
- Moim zdaniem powinniśmy spróbować. - Przytaknęła. - Pierwsze wrażenie, które odparli na mnie było pozytywne.
- No to spróbujmy się do nich zbliżyć, poznać bliżej. - Poparł zdanie Marty.
Po niedługiej rozmowie wrócili do nowo poznanych znajomych, Denisa i Oliwii, i zaczęli ich wypytywać o wszystko.
- Jak się tu dostaliście? - Spytali razem, niemalże równocześnie.
- Wycieńczeni, ledwo żywi wydostaliśmy się z lasu, a dostaliśmy się jakoś bocznymi drzwiami, które zamknęliśmy od środka. Nie spaliśmy od dwóch dni, dlatego gdy tylko poczuliśmy się bezpieczni od razu położyliśmy się spać i spaliśmy aż do teraz. Jesteśmy w tej szopce od wczorajszego wieczoru. Gdy wędrowaliśmy przez las, uratowali nam życie dwaj policjanci, którzy obronili nas przed dużą grupą tych krwiożerczych bestii. - Z przykrością opowiadał im Denis. - A wy? Jak się tu dostaliście?
- My? To długa historia, kiedyś przy okazji się ją opowie. - Odparli z uśmiechem na twarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz