Bardzo długo milczeli, jednak taka cisza nie należy do
najprzyjemniejszych, więc Konrad zapytał Mikołaja:
- Co tak sam się włóczysz? Przecież nie jest to bezpieczne. – Chłopak spojrzał na pytającego i po krótkim zastanowieniu odpowiedział:
- Przez pewien czas, ciężko było mi uwierzyć, w to co się stało. Ukrywałem się w domu, do czasu, aż skończyły mi się zapasy jedzenia. Może ze trzy tygodnie? Nie wiem nawet, czas nie był mi sprzymierzeńcem. Potem zgarnąłem mój arsenał broni i postanowiłem wyruszyć przed siebie. Ocknąłem się z tego dziwnego otępienia i postanowiłem odnaleźć jakiś ludzi. Ciężko było, bo każdy jest nieufny. Większość ludzi się ukrywa. A jak się nie ukrywają, to okazuje się, że nie są zbyt przyjaźnie nastawieni. Jedna ekipa ukradła mi całą broń i jedzenie jakie miałem. Niby wiele potrafię, ale jak rzuca się na mnie duża grupa ludzi, to ciężko się obronić. Kilku skrzywdziłem, no ale… Wyrzucili mnie gdzieś, ledwo przeżyłem. Znalazłem tą siekierę i mam jeszcze schowany nóż. Tak oto poznałem Ciebie i siedzę sobie w samochodzie. – zakończył swoją opowieść i uśmiechnął się szelmowsko. Konrad też lekko się uśmiechnął, ale ciągle patrzył przed siebie. Nie wiedział nawet dokąd się kierować. Chętnie odnalazł by jakieś schronienie, bo przecież benzyna kiedyś się skończy.
- Co tak sam się włóczysz? Przecież nie jest to bezpieczne. – Chłopak spojrzał na pytającego i po krótkim zastanowieniu odpowiedział:
- Przez pewien czas, ciężko było mi uwierzyć, w to co się stało. Ukrywałem się w domu, do czasu, aż skończyły mi się zapasy jedzenia. Może ze trzy tygodnie? Nie wiem nawet, czas nie był mi sprzymierzeńcem. Potem zgarnąłem mój arsenał broni i postanowiłem wyruszyć przed siebie. Ocknąłem się z tego dziwnego otępienia i postanowiłem odnaleźć jakiś ludzi. Ciężko było, bo każdy jest nieufny. Większość ludzi się ukrywa. A jak się nie ukrywają, to okazuje się, że nie są zbyt przyjaźnie nastawieni. Jedna ekipa ukradła mi całą broń i jedzenie jakie miałem. Niby wiele potrafię, ale jak rzuca się na mnie duża grupa ludzi, to ciężko się obronić. Kilku skrzywdziłem, no ale… Wyrzucili mnie gdzieś, ledwo przeżyłem. Znalazłem tą siekierę i mam jeszcze schowany nóż. Tak oto poznałem Ciebie i siedzę sobie w samochodzie. – zakończył swoją opowieść i uśmiechnął się szelmowsko. Konrad też lekko się uśmiechnął, ale ciągle patrzył przed siebie. Nie wiedział nawet dokąd się kierować. Chętnie odnalazł by jakieś schronienie, bo przecież benzyna kiedyś się skończy.
- Myślę, że musimy poszukać jakiegoś miejsca do przenocowania,
odpoczynku i nabrania sił. – Powiedział w końcu do Mikołaja.
- Zgadzam się. Głodny jestem od kilku dni. - mijali kilka domów, a znaki pokazywały, że są
niedaleko miasta.
- Może tutaj coś znajdziemy, jeżeli wszystkiego nie rozkradli.- Za
oknem minęli kilku powłóczących nogami umarłych. Już niedaleko, bo coraz więcej
można było spotkać tych istot. Ale nie przejmowali się tym zbytnio. Dopiero jak
będą musieli wysiąść z samochodu, będą mieli ich na głowie, do tego czasu czuli
się bezpiecznie.
Kiedy dojechali do pierwszych budynków, Konrad zatrzymał wóz, przed jakimś małym sklepikiem.
Kiedy dojechali do pierwszych budynków, Konrad zatrzymał wóz, przed jakimś małym sklepikiem.
- Idziemy zobaczyć, czy coś w środku jest do jedzenia – powiedział do
Mikołaja i rzucił mu pistolet.- Postaraj się używać go tylko w konieczności,
nie chcemy zwrócić na siebie uwagi – Powiedział, po czym rozglądając się
wysiadł z wozu. Mikołaj zrobił to samo. Pobiegli ramię w ramię do sklepiku. W
środku zobaczyli dwa zombie. Nie jest źle. Jak tylko znaleźli się w środku, zdechlaki
od razu rzucili się na chłopaków. Mikołaj przez chwilę przyglądał się
zdezorientowany. Co z tego, że znał sztuki walki, co z tego, że wiedział jak
używa się broni. Oni kiedyś byli ludźmi, a zabijanie ludzi nie przychodzi
łatwo. W każdym razie nie normalnym ludziom. Jednak jak zobaczył, że zombie
chce go ugryźć, mechanicznie dźgnął go nożem tak, aby uszkodzić mózg. Konrad
swojego przeciwnika już pokonał i teraz widząc jak Mikołaj zabił swojego
stwierdził:
- Chyba widziałeś dużo filmów o zombie, bo całkiem trafnie oszacowałeś
miejsce które pozwala na ubicie tego gnojka.
- Taa, umarłych w zależności od „rasy” zabija się albo w serce albo w
mózg. Ten nie wyglął, jakby posiadał cokolwiek, ale gdzieś trafić musiałem –
uśmiechnął się do Konrada.
Zaczeli szukać w sklepie jakiegoś jedzenia zdatnego do spożycia. Było
tego trochę, chociaż część już zniknęła z półek. Poszli jeszcze na zaplecze.
Zza półki zaatakowało ich jedno wielkie, grube paskudne zdechłe
cielsko. Nie zauważyli go wcześniej, dlatego obalił się na Konrada. Bronił się
przed nim jak tylko mógł. Drugi chłopak zareagował szybko. Rzucił się na zdechlaka
i ramieniem zepchnął z kompana. Podał mu rękę i podniósł z ziemi. Obaj ruszyli
na zombie i zabili.
- Całkiem nieźle idzie nam współpraca – Powiedział młodszy chłopak
wycierając nóż o jakąś szmatę. Rozglądając się znaleźli bardzo dużo przydatnych
rzeczy. I jedzenie i picie i nawet broń znaleźli na tyłach sklepiku.
- Może sprawdzimy jak wygląda dom nad sklepem? Prawdopodobnie należał
do tych tam, których się pozbyliśmy. Może będziemy mogli tutaj przenocować?-
Zastanawiał się na głos Konrad. Mikołaj mu przytaknął, więc ruszyli w kierunku
drzwi, które mogły prowadzić do mieszkania. Szli razem, blisko siebie,
rozglądając się dokładnie. Nie mogli niczego przeoczyć, bo to mogło kosztować
ich życie.
Jak się spodziewali, dom był pusty. Przeglądając go, domyślili się, że
było tutaj jeszcze dziecko, ale nie znaleźli ani ciała, ani zombie, więc
stwierdzili obaj, że dziecko albo żyje i jest gdzieś daleko, albo zgineło poza
domem. Konrad znalazł barek z alkoholem. Kiedy pokazał go Mikołajowi, ten
całkiem się z tego ucieszył.
- Przyda nam się trochę zapomnienia, w każdym razie rozluźnienia. –
Powiedział i nalał sobie jednego z trunków do kieliszka.
- Może najpierw coś zjemy? Jest tutaj kuchnia, możemy coś ugotować –
Powiedział Konrad sprawdzając zawartość szafek. Znalazł co trzeba i zrobił
całkiem smaczne danie z tego co posiadali.
Pojedli, popili i postanowili iść spać.
Pojedli, popili i postanowili iść spać.
- Będziemy na zmianę pilnować, żeby nic i nikt nas nie zabił. Śpij
młody, ja przypilnuję teraz chaty.
Jak pomyśleli, tak zrobili, niby względny spokój, a jednak gdzieś w
oddali bardzo dużo się działo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz