niedziela, 17 listopada 2013

Względnie spokój.

Bardzo długo milczeli, jednak taka cisza nie należy do najprzyjemniejszych, więc Konrad zapytał Mikołaja:
- Co tak sam się włóczysz? Przecież nie jest to bezpieczne. – Chłopak spojrzał na pytającego i po krótkim zastanowieniu odpowiedział:
- Przez pewien czas, ciężko było mi uwierzyć, w to co się stało. Ukrywałem się w domu, do czasu, aż skończyły mi się zapasy jedzenia. Może ze trzy tygodnie? Nie wiem nawet, czas nie był mi sprzymierzeńcem. Potem zgarnąłem mój arsenał broni i postanowiłem wyruszyć przed siebie. Ocknąłem się z tego dziwnego otępienia i postanowiłem odnaleźć jakiś ludzi. Ciężko było, bo każdy jest nieufny. Większość ludzi się ukrywa. A jak się nie ukrywają, to okazuje się, że nie są zbyt przyjaźnie nastawieni. Jedna ekipa ukradła mi całą broń i jedzenie jakie miałem. Niby wiele potrafię, ale jak rzuca się na mnie duża grupa ludzi, to ciężko się obronić. Kilku skrzywdziłem, no ale… Wyrzucili mnie gdzieś, ledwo przeżyłem. Znalazłem tą siekierę i mam jeszcze schowany nóż. Tak oto poznałem Ciebie i siedzę sobie w samochodzie. – zakończył swoją opowieść i uśmiechnął się szelmowsko. Konrad też lekko się uśmiechnął, ale ciągle patrzył przed siebie. Nie wiedział nawet dokąd się kierować. Chętnie odnalazł by jakieś schronienie, bo przecież benzyna kiedyś się skończy.
- Myślę, że musimy poszukać jakiegoś miejsca do przenocowania, odpoczynku i nabrania sił. – Powiedział w końcu do Mikołaja.
- Zgadzam się. Głodny jestem od kilku dni. -  mijali kilka domów, a znaki pokazywały, że są niedaleko miasta.
- Może tutaj coś znajdziemy, jeżeli wszystkiego nie rozkradli.- Za oknem minęli kilku powłóczących nogami umarłych. Już niedaleko, bo coraz więcej można było spotkać tych istot. Ale nie przejmowali się tym zbytnio. Dopiero jak będą musieli wysiąść z samochodu, będą mieli ich na głowie, do tego czasu czuli się bezpiecznie.

Kiedy dojechali do pierwszych budynków, Konrad zatrzymał wóz, przed jakimś małym sklepikiem.
- Idziemy zobaczyć, czy coś w środku jest do jedzenia – powiedział do Mikołaja i rzucił mu pistolet.- Postaraj się używać go tylko w konieczności, nie chcemy zwrócić na siebie uwagi – Powiedział, po czym rozglądając się wysiadł z wozu. Mikołaj zrobił to samo. Pobiegli ramię w ramię do sklepiku. W środku zobaczyli dwa zombie. Nie jest źle. Jak tylko znaleźli się w środku, zdechlaki od razu rzucili się na chłopaków. Mikołaj przez chwilę przyglądał się zdezorientowany. Co z tego, że znał sztuki walki, co z tego, że wiedział jak używa się broni. Oni kiedyś byli ludźmi, a zabijanie ludzi nie przychodzi łatwo. W każdym razie nie normalnym ludziom. Jednak jak zobaczył, że zombie chce go ugryźć, mechanicznie dźgnął go nożem tak, aby uszkodzić mózg. Konrad swojego przeciwnika już pokonał i teraz widząc jak Mikołaj zabił swojego stwierdził:
- Chyba widziałeś dużo filmów o zombie, bo całkiem trafnie oszacowałeś miejsce które pozwala na ubicie tego gnojka.
- Taa, umarłych w zależności od „rasy” zabija się albo w serce albo w mózg. Ten nie wyglął, jakby posiadał cokolwiek, ale gdzieś trafić musiałem – uśmiechnął się do Konrada.
Zaczeli szukać w sklepie jakiegoś jedzenia zdatnego do spożycia. Było tego trochę, chociaż część już zniknęła z półek. Poszli jeszcze na zaplecze.
Zza półki zaatakowało ich jedno wielkie, grube paskudne zdechłe cielsko. Nie zauważyli go wcześniej, dlatego obalił się na Konrada. Bronił się przed nim jak tylko mógł. Drugi chłopak zareagował szybko. Rzucił się na zdechlaka i ramieniem zepchnął z kompana. Podał mu rękę i podniósł z ziemi. Obaj ruszyli na zombie i zabili.
- Całkiem nieźle idzie nam współpraca – Powiedział młodszy chłopak wycierając nóż o jakąś szmatę. Rozglądając się znaleźli bardzo dużo przydatnych rzeczy. I jedzenie i picie i nawet broń znaleźli na tyłach sklepiku.
- Może sprawdzimy jak wygląda dom nad sklepem? Prawdopodobnie należał do tych tam, których się pozbyliśmy. Może będziemy mogli tutaj przenocować?- Zastanawiał się na głos Konrad. Mikołaj mu przytaknął, więc ruszyli w kierunku drzwi, które mogły prowadzić do mieszkania. Szli razem, blisko siebie, rozglądając się dokładnie. Nie mogli niczego przeoczyć, bo to mogło kosztować ich życie.
Jak się spodziewali, dom był pusty. Przeglądając go, domyślili się, że było tutaj jeszcze dziecko, ale nie znaleźli ani ciała, ani zombie, więc stwierdzili obaj, że dziecko albo żyje i jest gdzieś daleko, albo zgineło poza domem. Konrad znalazł barek z alkoholem. Kiedy pokazał go Mikołajowi, ten całkiem się z tego ucieszył.
- Przyda nam się trochę zapomnienia, w każdym razie rozluźnienia. – Powiedział i nalał sobie jednego z trunków do kieliszka.
- Może najpierw coś zjemy? Jest tutaj kuchnia, możemy coś ugotować – Powiedział Konrad sprawdzając zawartość szafek. Znalazł co trzeba i zrobił całkiem smaczne danie z tego co posiadali.

Pojedli, popili i postanowili iść spać.
- Będziemy na zmianę pilnować, żeby nic i nikt nas nie zabił. Śpij młody, ja przypilnuję teraz chaty.

Jak pomyśleli, tak zrobili, niby względny spokój, a jednak gdzieś w oddali bardzo dużo się działo…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz