sobota, 30 listopada 2013

Nieproszony gość

Wychodząc z mieszkania zauważyła faceta grzebiącego w jej samochodzie. Przetarła oczy. To nie były omamy. Żywy człowiek zainteresował się jej kamperkiem. Musiała działać szybko, żeby to ona wyszła żywo z tej sytuacji. Szatyn chyba nie spodziewał się przybysza, żywego lub też nie w pełni, gdyż zostawił otwarte na oścież drzwiczki. Brunetka wyciągnęła pistolet i wślizgnęła się do pojazdu.
-Stój, odłóż wszystko co masz w rękach i wyjmij broń. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek, chyba, że chcesz zarobić kulkę w łeb - powiedziała do odwróconego mężczyzny. Ten wykonał polecenie i powoli się odwrócił. Wyglądał na nieletniego, miał może szesnaście, siedemnaście lat.
-Spokojnie, nie chciałem okraść osoby, która walczy o przeżycie. Myślałem, że ktoś zostawił wóz, a później został zjedzony -powiedział drżącym głosem.
-No, teraz już wiesz, więc zapraszam do drzwi i miłej drogi - stwierdziła opryskliwie i wskazała drzwi.
-Czekaj, chcesz mnie wystawić na pastwę sztywnych? - spytał.
-Radziłeś sobie tyle czasu, więc teraz też sobie poradzisz - powiedziała - a teraz idź, trochę mi się spieszy.
-Jestem Cyprian. Proszę cię, pomóż mi - rzekł i wyciągnął do niej rękę.
-Dlaczego miałabym ci pomagać?
-Ponieważ sam sobie nie poradzę. Chcesz mieć żywą osobę na sumieniu? Przecież wiesz, że długo sobie nie poradzę.
Dziewczyna musiała się zastanowić. Obcy chłopak nie próbował jak do tej pory zabić jej, ale to mogła być pułapka. Mógł tylko sprawiać wrażenie nieszkodliwego i przyjaznego, a tak naprawdę mógł tylko czekać, aż brunetka straci czujność. Czy mogła mu ufać? Może powinna spróbować. W końcu w grupie siła, jak to mówią. Schowała broń i zbliżyła się do gościa.
-Ada - powiedziała i uścisnęła dłoń chłopaka.
-Czyli grupa? - spytał widocznie rozluźniony.
-Wole określenie tymczasowy sojusz.
Dziewczyna wzięła puszkę fasoli i podała chłopakowi. Przejrzała też broń, którą miał. Nic specjalnego rewolwer i nożyk wielkością przypominający scyzoryk. Była zdumiona jak z tym orężem przetrwał. Według niej przy pierwszym spotkaniu byłby już trupem.
-Więc, ile sztywnych zabiłeś tym nożykiem? - podjęła rozmowę.
-Ani jednego, strzelałem do nich. To jest zabezpieczenie w razie najgorszego - odpowiedział zajadając się fasolką.
-Raczej marne - ucięła.
Usiadła na miejscu kierowcy i odpaliła wóz. Trochę minęło zanim zaskoczył, ale była do tego przyzwyczajona. Gruchot zaczął się psuć już kilka tygodni temu. Nie była mechanikiem, więc nie wnikała co dokładnie się dzieje pod maską. Najważniejsze było, że jeszcze jeździł.
Ruszyła przed siebie, zapuszczając się głębiej w Łódź. Musiała znaleźć coś do jedzenia, zapasy będą kończyły się szybciej w dwie osoby. Nie chciała zapuszczać się w przesyconą sztywnymi Łódź, ale sytuacja, ją do tego zmusiła. Na szczęście mała grupa miała swoje plusy, o wiele łatwiej można było zabijać zombie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz