Pojechali przed siebie, nie zważając na krzyk dzieciaków. Chociaż, ta
ruda nie była już takim dzieckiem. Całkiem szkoda było zostawiać dwie, takie
niezłe dziewczyny z tymi chłopczynami, ale lepiej zostawić dwie laski, niż
swoje życie. A Zombiaków zebrało się dość sporo. Konrad nie mógł przestać
myśleć, o tym co robią. Ostatnimi czasami grupa, do której się przyłączył, zachowywała się coraz gorzej. Można zrozumieć fakt, że chcą przeżyć, ale
niekoniecznie podobały mu się metody wykonawcze. Chłopak wiedział, że źle
zrobił pozwalając na takie zachowanie reszcie ekipy, ale nie mógł się stawiać.
On sam na całą grupę? Jeszcze by go zabili, albo co gorsza zostawili samego, bez
broni z umarłymi. Po ostatnich wydarzeniach, nie miał o nich już dobrego
zdania. Ale nie miał wyboru, więc się nie wychylał. Prowadził samochód. Kolesie
w samochodzie, gratulowali mu zachowania i tym podobnych, ale on nie czuł się z
tym dobrze. Ciągle przed oczami widział twarz czerwonowłosej, kiedy ich
zostawiali. Nie mógł sobie wybaczyć, że jednak im nie pomógł. Co prawda, nie
powinno go to obchodzić, nie jego bajka, a jednak…
Dojechali do domku, który zajmowali. Kolesie z drugiego pojazdu podeszli i wypakowali broń, po czym przeszukali wóz. Konrad się włączył w to wszystko. Nie znaleźli za wiele rzeczy, co trochę zdziwiło chłopaka. Skoro mała grupa ludzi, jeździła tym samochodem, powinni mieć w nim prowiant i więcej czegokolwiek, a ten wyglądał tak, jakby był przygotowany, tylko na jeden wyjazd. Trochę broni z tyłu wozu i nic poza tym. Zaciekawił się tym. Może tamci ludzie, nie byli takimi półgłówkami, za jakich mieli ich Jego współtowarzysze. Ale nie czas o tym myśleć. Chłopak był głodny jak wilk, a upolowali trochę jedzenia w sklepie i domach, które przeszukali. Wchodząc zostawił torbę z bronią na stole obok okna i poszedł coś zjeść. Mijając salon, zauważył, że dwóch chłopaków o coś się kłóciło. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Często dochodziło do kłótni o różne bezsensowne rzeczy. Jednak teraz przyciągnął go, coraz głośniejszy ton jaki chłopcy uzyskiwali w tym boju. A im głośniej tym gorzej, bo to przyciąga Zdechlaków. Nim zdążył się zastanowić, usłyszał krzyk i zobaczył, jak do salonu zbiega się reszta grupy. Konrad też szybko poszedł w tamtą stronę i to co zobaczył zdezorientowało go. Wszędzie Krew, Ci dwaj się biją, do tego reszta grupy próbuje ich rozdzielić. Ktoś nożem macha na lewo i prawo… Prawdopodobnie nie jedna osoba jest pocięta. Ci ludzie oszaleli! Co się z nimi dzieje? Jak ich poznał nie było z nimi za wesoło, ale teraz!? Nie był już pewien, czy chce być z tymi ludźmi. Go też mogą skrzywdzić, albo zabić z byle jakiego powodu. Stwierdzając, że już za dużo widział, złapał torbę z bronią leżącą na stole, kluczyki ciągle miał w kieszeni spodni i wybiegł na zewnątrz. Prawdopodobnie nawet nie zauważyli jego wyjścia. Jednak to co zobaczył przed domem, było gorszym widokiem niż to co widział w środku. Umarli usłyszeli, a może też i wyczuli to co działo się w środku. Konrad otworzył wór i pierwszą bronią, którą zobaczył to był Kałasznikow. Wyciągnął szybko i zaczął strzelać, przedostając się do samochodu. Udało się i szybko wsiał nim dorwał go kolejny gnijący. W lusterku wstecznym zobaczył, że ktoś otworzył drzwi, ale nie zdążył już zamknąć i zaczęła się rzeź. Nie chciał już przejmować się tymi idiotami. Ruszył przed siebie, próbując ominąć zdychających. Ale Ci już byli zainteresowani krwawym daniem na wynos…
Jechał przed siebie, zadowolony, że umknął przed tą całą akcją. Bo przecież prędzej czy później wdarli by się do domu i tak by wszyscy zginęli. Ale to już nie jego historia. Wtem przed samochód, niewiadomo skąd, wyskoczył jakiś chłopak. Wyglądał jak kilka nieszczęść, jeszcze z tą siekierą w ręce. Samochód zatrzymał się. Chłopak podszedł do szyby kierowcy, pokazując by ten otworzył okno.
Dojechali do domku, który zajmowali. Kolesie z drugiego pojazdu podeszli i wypakowali broń, po czym przeszukali wóz. Konrad się włączył w to wszystko. Nie znaleźli za wiele rzeczy, co trochę zdziwiło chłopaka. Skoro mała grupa ludzi, jeździła tym samochodem, powinni mieć w nim prowiant i więcej czegokolwiek, a ten wyglądał tak, jakby był przygotowany, tylko na jeden wyjazd. Trochę broni z tyłu wozu i nic poza tym. Zaciekawił się tym. Może tamci ludzie, nie byli takimi półgłówkami, za jakich mieli ich Jego współtowarzysze. Ale nie czas o tym myśleć. Chłopak był głodny jak wilk, a upolowali trochę jedzenia w sklepie i domach, które przeszukali. Wchodząc zostawił torbę z bronią na stole obok okna i poszedł coś zjeść. Mijając salon, zauważył, że dwóch chłopaków o coś się kłóciło. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Często dochodziło do kłótni o różne bezsensowne rzeczy. Jednak teraz przyciągnął go, coraz głośniejszy ton jaki chłopcy uzyskiwali w tym boju. A im głośniej tym gorzej, bo to przyciąga Zdechlaków. Nim zdążył się zastanowić, usłyszał krzyk i zobaczył, jak do salonu zbiega się reszta grupy. Konrad też szybko poszedł w tamtą stronę i to co zobaczył zdezorientowało go. Wszędzie Krew, Ci dwaj się biją, do tego reszta grupy próbuje ich rozdzielić. Ktoś nożem macha na lewo i prawo… Prawdopodobnie nie jedna osoba jest pocięta. Ci ludzie oszaleli! Co się z nimi dzieje? Jak ich poznał nie było z nimi za wesoło, ale teraz!? Nie był już pewien, czy chce być z tymi ludźmi. Go też mogą skrzywdzić, albo zabić z byle jakiego powodu. Stwierdzając, że już za dużo widział, złapał torbę z bronią leżącą na stole, kluczyki ciągle miał w kieszeni spodni i wybiegł na zewnątrz. Prawdopodobnie nawet nie zauważyli jego wyjścia. Jednak to co zobaczył przed domem, było gorszym widokiem niż to co widział w środku. Umarli usłyszeli, a może też i wyczuli to co działo się w środku. Konrad otworzył wór i pierwszą bronią, którą zobaczył to był Kałasznikow. Wyciągnął szybko i zaczął strzelać, przedostając się do samochodu. Udało się i szybko wsiał nim dorwał go kolejny gnijący. W lusterku wstecznym zobaczył, że ktoś otworzył drzwi, ale nie zdążył już zamknąć i zaczęła się rzeź. Nie chciał już przejmować się tymi idiotami. Ruszył przed siebie, próbując ominąć zdychających. Ale Ci już byli zainteresowani krwawym daniem na wynos…
Jechał przed siebie, zadowolony, że umknął przed tą całą akcją. Bo przecież prędzej czy później wdarli by się do domu i tak by wszyscy zginęli. Ale to już nie jego historia. Wtem przed samochód, niewiadomo skąd, wyskoczył jakiś chłopak. Wyglądał jak kilka nieszczęść, jeszcze z tą siekierą w ręce. Samochód zatrzymał się. Chłopak podszedł do szyby kierowcy, pokazując by ten otworzył okno.
- Jestem Mikołaj T. i jak chcesz to mnie zabij. Jak nie, to weź mnie ze
sobą, bo samemu już nie mam ochoty przemieszczać się miedzy trupami.- Konrad
spojrzał na chłopaka i ocenił, że ten raczej jest w porządku, nie wygląda na
jakiegoś chuligana. Po dłuższej chwili zastanawiania się, kiwnął głową na znak,
żeby Mikołaj wsiadł na miejsce pasażera. Ten aż podskoczył z radości i biegiem
wsiadł na wolne miejsce obok kierowcy.
- Konrad jestem.
- Konrad jestem.
"Wyciągnął szybko i zaczął strzelać, przedostając się do samochodu. Udało się i szybko wsiał nim dorwał go kolejny gnijący."
OdpowiedzUsuńwsiał ?