Obudziła się w jakimś ciasnym, ciemnym miejscu, w którym trudno było oddychać. Pierwsze co przyszło jej do głowy, to to, że te czubki zakopały ją żywcem, ale to wydawało się nieprawdopodobne, po za tym nie czuła zapachu ziemi. Próbowała rozeznać się, gdzie się znajduje.
Jedyne co pamiętała to grupa ludzi, która zaskoczyła ją w chatce. Tylko co oni od niej chcieli? Przypomniała sobie, że to coś związanego z jedzeniem, ale brak dopływu prawidłowej ilości tlenu nie pozwalał jej dobrze się zastanowić.
"Potrzeba tlenu!
Tlenu!
Tlenu...
Tylko nie trać przytomności!"
Tylko o tym mogła myśleć. No i o odrobinie wody, która da ukojenie jej spierzchniętym wargom, opuchniętemu językowi i ściśniętemu gardłu.
Nie! To może poczekać. Teraz bardziej potrzebne jest świeże powietrze.
Skądś dochodziło, ale było go za mało .Zaczęła powoli przesuwać dłońmi po ścianach pomieszczenia. Były z jakiegoś metalu, niezbyt grubego, ale szanse na przebicie się były nikłe. Nagle natrafiła na podłużną, wąską szparę, przez którą wlatywało powietrze. Kawałek wyżej natrafiła na jakiś występek. Zamek!
Pojęła już gdzie się znajduje - w bagażniku. Lecz to odkrycie nie pocieszyło jej zbytnio. Jak na razie postanowiła nie uderzać w pokrywę, ponieważ może się odkształcić i zablokować się tak, że już nigdy się stąd nie wydostanie. Poza tym na tej bezsensownej walce traciła tylko siły.
Zaczęła przeszukiwać bagażnik w postaci jakiś narzędzi, które umożliwiłyby jej dostanie się do większej ilości powietrza.
Po bezowocnych poszukiwaniach ułożyła się na boku i przycisnęła twarz do wąskiego otworu. Nie zdało się to jednak na wiele, gdyż po paru minutach zemdlała.
***
Poczuła bolesne trzaśnięcie w twarz. Wyrwało jej się ciche jęknięcie. Powoli otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą dwóch wpatrujących się w nią mężczyzn. Natychmiast zerwała się z krzesła w próbie ucieczki. Niestety nie był to dobry pomysł. Uśpione mięśnie nie utrzymały jej ciężaru i zachwiała się, a następnie w odpowiedzi dostała kopniaka w brzuch od bliższego mężczyzny. Osunęła się na ziemię i podciągnęła kolana do klatki piersiowej. Napastnik podszedł do niej i chwycił za włosy podciągając jej głowę w górę tak, że znajdowała się centymetry od jego twarzy.
-Nie próbuj więcej - wysyczał z wyraźnym akcentem, po czym puścił ją.
Skinął na swojego towarzysza, a ten uniósł dziewczynę i usadowił na krześle.
-Zajmij się nią! - rozkazał i wyszedł.
-Gdzie jestem? - wychrypiała po chwili.
-Niedaleko Łodzi, w przybudówce chatki w lesie - oznajmił nieznajomy zbliżając się z miseczką.
Dziewczyna próbowała jak najbardziej się odsunąć od nieznajomego.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobię, chcę tylko przemyć rany.
Ada pozwoliła oczyścić sobie twarz i od razu przeszła do pytań.
-Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie? Dlaczego mnie nie puścicie? Co wam zrobiłam?
-Ciii...nie tak głośno, mogą nas pilnować - odpowiedział stanowczo - Jestem Dimitri Worobiow. Osobnik, który Cię przed chwilą bił to był Rudolph Aliyev, radzę z nim nie zaczynać, jest bardzo agresywny. Jesteśmy w piętnastoosobowej grupie, która tutaj się zatrzymała. Zmierzamy do Oleśnicy. Szef naszej bandy Leonard Tulski ma zamiar wykorzystywać Cię jako źródło jedzenia. Będziesz niewolnicą od najgorszych i najbardziej ryzykownych robót. Jak na razie chcą Cię postawić na nogi. Radzę się nie wychylać, milczeć i śmiać się z żartów członków grupy. Może dzięki temu jeszcze trochę pożyjesz względnie bez cierpienia. A zapomniałbym, nie próbuj dobrze wyglądać i pachnieć, bo mogą Cię przez to spotkać niezbyt przyjemne rozkazy ze strony mężczyzn. Jeśli jednak zdarzy się, że któryś z nich będzie chciał Cię zabrać do swojego posłania, nie protestuj. To tylko pogorszy sprawę.
Dziewczyna oniemiała. Nie miała pojęcia jak można być tak okrutnym, żeby pozwalać na takie zachowanie, jak można tak wykorzystywać ludzi i jak ta grupa trzyma się razem, ale jedno nie dawało jej spokoju. Dlaczego jeden z członków tego szalonego gangu pomaga jej, wtajemnicza w zasady działania grupy i daje rady jak unikać nie miłych sytuacji. Spojrzała na niego chcąc spytać go o jego intencję, ale w tej chwili wpadł zupełnie nowy mężczyzna i przyniósł miskę z jedzeniem.
-Jeść! - zakrzyknął, położył miskę na stoliku przy drzwiach i wyszedł. Brunetka chybotliwie podeszła do naczynia i zaczęła się przyglądać strawie. Składała się na nią: kawałek żylastego mięsiwa, do połowy spleśniały pomidor, szklanka brudnej wody i garść czerstwych, suszonych moreli.
-Zjedz wszystko, potrzebne Ci będą siły - powiedział i udał się w ślad za kompanem.
poniedziałek, 21 lipca 2014
poniedziałek, 14 lipca 2014
Utopia?
Od kilku tygodni wałęsała się po wiejskich drogach i polach. Nie wiedziała gdzie się znajduje, ale nie chciała stawać, żeby rzucić okiem na mapę. Jej napięcie było spowodowane niedawnym spotkaniem ze stadkiem jej "znajomych", którzy uparcie chcieli ją złapać i przywitać się rozszarpując ją paskudnymi, czarnymi zębiskami. Cudem udało jej się uniknąć spotkania. Ostatnio nocowała w opuszczonej stacji paliw. Przed pójściem spać dokładnie zabezpieczyła się, zawieszając dookoła budynku puszki, łyżeczki, kołpaki i inne brzęczące przedmioty. W nocy obudziła się słysząc ciągłe dzwonienie. Zanim dotarło do niej co się dzieje, trupy już zaczynały zastawiać budynek ze wszystkich stron. Ada nie zastanawiając się długo chwyciła metalowe krzesło i przedarła się przez ścianę zombie, na szczęście nie zdążyły jeszcze uformować porządnej bariery.
Długo zajęło jej pozbycie się stada. Ucieczka wyssała z niej energię potrzebą do oddalenia się jak najbardziej od zagrożenia, ale dziewczyna postanowiła nie zatrzymywać się ani na moment.
Po dwóch dniach czuła już, że robi coraz mniejsze kroki przez co coraz bardziej się męczy nie posuwając się, w wystarczającym stopniu, w przód. Postanowiła więc przenocować w którymś z okolicznych domków.
Po minięciu kilkunastu domów stwierdziła, że jakiś czas temu zawitali tu szabrownicy i uniemożliwili jej pobyt, w tych domach. Każda posiadłość miała powybijane okna i wyważone drzwi.
-Nie ma to jak pomoc innych ludzi - stwierdziła.
Już miała skierować się dalej, gdy nagle uświadomiła sobie, że przy takich gospodarstwach muszą być jakieś szopy.
Nie pomyliła się, kiedy przechodziła na tyły jednego z budynku spostrzegła parę szop na terenie różnych posiadłości, niestety ich stan nie zachęcał do spędzenia tam nawet kilku godzin. Brunetce wydawało się, że dach może się zawalić jak tylko otworzy drzwi, jednakże postanowiła poszukać dalej jakiś bardziej stabilnych budynków.
Po żmudnych poszukiwaniach postanowiła wrócić do najlepiej zachowanej, choć i tak niebezpiecznej szopki na skraju lasu. Wiedziała, że to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę, bowiem wiedziała, że w lesie czai się mnóstwo szwędaczy i dzikich zwierząt. Kiedy tylko pomyślała o zwierzętach z lasu zamarzyła o świeżym mięsie. Tak niewątpliwie przydałoby się przerwać monotonną dietę składającą się głównie z herbatników i posiłków z puszek, które nawet podgrzane smakowały okropnie, choć i tak lepiej niż zimne. Niestety dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na rozpalenie nawet niewielkiego ognia, ponieważ nadal obawiała się hordy trupów. Zmuszona więc była do jedzenia zimnej masy.
Pogrążona we własnych myślach zasnęła.
***
Długo zajęło jej pozbycie się stada. Ucieczka wyssała z niej energię potrzebą do oddalenia się jak najbardziej od zagrożenia, ale dziewczyna postanowiła nie zatrzymywać się ani na moment.
Po dwóch dniach czuła już, że robi coraz mniejsze kroki przez co coraz bardziej się męczy nie posuwając się, w wystarczającym stopniu, w przód. Postanowiła więc przenocować w którymś z okolicznych domków.
Po minięciu kilkunastu domów stwierdziła, że jakiś czas temu zawitali tu szabrownicy i uniemożliwili jej pobyt, w tych domach. Każda posiadłość miała powybijane okna i wyważone drzwi.
-Nie ma to jak pomoc innych ludzi - stwierdziła.
Już miała skierować się dalej, gdy nagle uświadomiła sobie, że przy takich gospodarstwach muszą być jakieś szopy.
Nie pomyliła się, kiedy przechodziła na tyły jednego z budynku spostrzegła parę szop na terenie różnych posiadłości, niestety ich stan nie zachęcał do spędzenia tam nawet kilku godzin. Brunetce wydawało się, że dach może się zawalić jak tylko otworzy drzwi, jednakże postanowiła poszukać dalej jakiś bardziej stabilnych budynków.
Po żmudnych poszukiwaniach postanowiła wrócić do najlepiej zachowanej, choć i tak niebezpiecznej szopki na skraju lasu. Wiedziała, że to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę, bowiem wiedziała, że w lesie czai się mnóstwo szwędaczy i dzikich zwierząt. Kiedy tylko pomyślała o zwierzętach z lasu zamarzyła o świeżym mięsie. Tak niewątpliwie przydałoby się przerwać monotonną dietę składającą się głównie z herbatników i posiłków z puszek, które nawet podgrzane smakowały okropnie, choć i tak lepiej niż zimne. Niestety dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na rozpalenie nawet niewielkiego ognia, ponieważ nadal obawiała się hordy trupów. Zmuszona więc była do jedzenia zimnej masy.
Pogrążona we własnych myślach zasnęła.
***
Obudziła się po południu, zjadła śniadanie i wyruszyła na polowanie z łukiem i kołczanem pełnym strzał. Postanowiła nie brać swoich rzeczy, żeby przez obciążenie nie zachowywać się głośno. Miała nadzieję, że zwierzęta dobrze się rozmnożyły. Dawno nie polowała, a chciałaby coś porządnego zjeść. Dobrym rozwiązaniem byłyby wnyki, ale dziewczyna kompletnie nie umiała ich sporządzić.
Zagłębiła się w las i zaczęła szukać zwierzyny. Zdziwiła się nie widząc szwędaczy, ale idąc coraz dalej natrafiła na paru.
Zwierzyna zdołała się dobrze rozmnożyć, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem czegoś, ale podczas apokalipsy zwierzęta nie ufają kompletnie człekokształtnym. Dziewczynie, więc początkowo szło dość opornie, ale po kilku godzinach zdołała upolować trzy króliki i parę wiewiórek.
Zwierzyna zdołała się dobrze rozmnożyć, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem czegoś, ale podczas apokalipsy zwierzęta nie ufają kompletnie człekokształtnym. Dziewczynie, więc początkowo szło dość opornie, ale po kilku godzinach zdołała upolować trzy króliki i parę wiewiórek.
-Nieźle jak na początek - powiedziała sobie w duchu.
Postanowiła rozejrzeć się jeszcze trochę po lesie. Niespodziewanie natrafiła na małą chatkę. Kiedy weszła do środka i rozejrzała się. Niewątpliwie domek kiedyś służył jako schronienie dla leśniczego lub łowcy. Znalazła tam mały łuczek, nieszkodliwy w porównaniu do jej łuku, ale dobry do polowania na małą zwierzynę. W malutkiej izdebce był zapas różnego rodzaju jedzenia i wody.
Przy kominku i na dworze pod plandeką znalazła drewno do opału, a w dwóch pokoikach znajdowały się wąskie sypialnie.
Ada od razu się ucieszyła. To było idealne miejsce na dłuższy pobyt. Postanowiła od razu przenieść się tutaj. Zostawiła na małym stoliczku martwe zdobycze i ruszyła po swoje rzeczy.
***
Wróciła do chatki i gdy tylko zamknęła drzwi z zacienionych części pokoju wyłoniły się jakieś postacie. Początkowo ucieszyła się, że to nie trupy, ale później przeraziła się. Zdrowi ludzie mogli być znacznie bardziej niebezpieczni.
-Jesteśmy Ci bardzo wdzięczni za to jedzenie, laleczko - powiedział mężczyzna wysuwający się na przód.
-Nie jestem laleczką i to nie jest dla was - warknęła wskazując na martwe zwierzęta.
-Czyżby? - zdziwił się - Wygląda na to, że pozostawiłaś to w naszej kryjówce, a potem odeszłaś. Nawet jeśli nie chciałaś ofiarować tego nam, to zgodnie z zasadą: znalezione, nie kradzione to należy do nas - odpowiedział z krzywym uśmieszkiem.
-Chyba śnisz, to jest moje!- krzyknęła dziewczyna.
-Nie wydaje mi się, żebym śnił, ale ty zaraz zaczniesz - powiedział i skinął na kogoś z tyłu.
Po chwili dziewczyna dostała kolbą pistoletu w tył głowy i padła nieprzytomna.
-Wrzućcie ją do bagażnika, później może nam się przydać, a teraz przygotować ucztę! - rozkazał i wszedł do sypialni z jakąś kobietą...
***
Wróciła do chatki i gdy tylko zamknęła drzwi z zacienionych części pokoju wyłoniły się jakieś postacie. Początkowo ucieszyła się, że to nie trupy, ale później przeraziła się. Zdrowi ludzie mogli być znacznie bardziej niebezpieczni.
-Jesteśmy Ci bardzo wdzięczni za to jedzenie, laleczko - powiedział mężczyzna wysuwający się na przód.
-Nie jestem laleczką i to nie jest dla was - warknęła wskazując na martwe zwierzęta.
-Czyżby? - zdziwił się - Wygląda na to, że pozostawiłaś to w naszej kryjówce, a potem odeszłaś. Nawet jeśli nie chciałaś ofiarować tego nam, to zgodnie z zasadą: znalezione, nie kradzione to należy do nas - odpowiedział z krzywym uśmieszkiem.
-Chyba śnisz, to jest moje!- krzyknęła dziewczyna.
-Nie wydaje mi się, żebym śnił, ale ty zaraz zaczniesz - powiedział i skinął na kogoś z tyłu.
Po chwili dziewczyna dostała kolbą pistoletu w tył głowy i padła nieprzytomna.
-Wrzućcie ją do bagażnika, później może nam się przydać, a teraz przygotować ucztę! - rozkazał i wszedł do sypialni z jakąś kobietą...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)