sobota, 7 grudnia 2013

Miły domek

Ada obudziła się o świcie. Przeszła przez małe mieszkanie, w którym się zatrzymali i poszła do kuchni.Wyjęła z szafki dwie miski i przetarła je jakąś szmatką. Otworzyła puszkę i napełniła naczynia. Postawiła miski na stole i rzuciła łyżką w chłopaka. Cyprian otworzył szeroko oczy i zaczął szaleńczo wymachiwać nożem przez co spadł na podłogę. Dziewczyna rozbawiona scenką zachłysnęła się i krztusząc się wypluła kęs mięsa na podłogę.
-Następnym razem mogłabyś mnie obudzić normalnie - powiedział zgryźliwie chłopak rozciągając się.
-Tak było więcej zabawy. Poza tym nie zmuszałam cię, żebyś ciął powietrze - stwierdziła - masz to twoje śniadanie - wskazała ręką na miskę. Chłopak błyskawicznie ją chwycił, po czym jeszcze szybciej odstawił.
-Ta breja jest zjadliwa? - spytał patrząc z obrzydzeniem na posiłek.
-Sam sprawdź - powiedziała i wzięła do ust kolejną porcję. Danie smakowało jak wyżuta guma, ale to jedyne co mieli. - Jeśli chcesz czegoś lepszego idź znajdź. Wczoraj ci nie poszło - dodała po chwili. Byli w mieście od dwóch dni, a jedyne co znajdowali to sztywnych i zgniłe jedzenie. Trudno się jednak dziwić. W mieście każdy kto pozostał zabrał długoterminowe jedzenie i uciekł jak najdalej, lub zabarykadował się w mieszkaniu.

***
Przemierzali przecznice pieszo wchodząc do kolejnych mieszkań. To co znajdowali było gorsze niż na obrzeżach. "Czy ludzie w mieście nie mogli kupować czegoś na wszelki wypadek?" Pytała się w myślach Ada. To co znajdowali w co drugim domu to alkohol. Mnóstwo alkoholu.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać gniewu, więc gdy zobaczyła w kolejnym mieszkaniu sam trunek nie wytrzymała i cisnęła z całej siły butelką w ścianę. Wino spłynęło po ścianie niczym rozwodniona krew.
Chłopak przeszukujący sąsiedni pokój słysząc hałas od razu przybiegł z pistoletem w gotowości. Lecz zdziwił się widząc dziewczynę siedzącą na podłodze i obracającą w ręku kawałkiem zielonego szkła. Myślał, że zastała gromadkę zombie.Widząc na ścianie czerwoną plamę i kawałki szkła szybko odgadnął co się stało. Usiadł koło niej i spojrzał na jej ręce. Krew zaczęła spływać po jej palcach. Zdecydowanie za mocno ściskała dłonie. Delikatnie odebrał jej szkło. Wyjął z kieszeni kurtki bandaż i owinął jej wokół ręki. Ada się nie odzywała, a chłopak nie chcąc przerwać tej ciszy również nie zaczynał rozmowy. Siedzieli w pokoju przez chwilę po czym ruszyli na dalsze poszukiwania.
 
***
Niedaleko tymczasowej kryjówki trafili na uliczkę, w której stały same domki jednorodzinne. Połowa była tak zniszczona, że darowali sobie przeszukiwanie ich. Byli bardzo zdziwieni brakiem sztywnych. Na tej uliczce było bardzo cicho i czysto. Nie było walających się śmieci, trupów czy chociażby krwi. Nie przejeli się tym zbytnio  Idąc chodnikiem natrafili na dość mały domek, w porównaniu do innych. Dziewczyna pomyślała, że skromny domek może oznaczać zapasy.
Już od progu uderzyła ich nozdrza okropna, drapiąca w gardle woń. Nie był to zapach rozkładu, do którego Ada się już przyzwyczaiła. Było to coś zupełnie innego, choć brunetka wiedziała, że nie jest jej to obcy swąd. Chłopak zbytnio nie przejmując się fetorem wszedł na piętro mieszkania. Dziewczyna stała w wejściu, lecz myślami błądziła po zakamarkach swojej pamięci. Dopadały ją tylko wspomnienia dzieciństwa. Często jak zostawiło się włączoną kuchenkę to czuć było to, lecz nie tak intensywnie. Kuchenka...
-Gaz!-krzyknęła dziewczyna.
-Co?-odkrzyknął z góry Cyprian. Chłopak jej nie usłyszał, przez trzaskanie szafkami. To nic, wystarczy, że nie będzie wzniecał ognia. Czasy apokalipsy im sprzyjały ze względu na brak prądu w domu. Odetchnęła z ulgą. Nagromadzonego gazu było na tyle dużo, że spokojnie rozniesie całą tą chałupę.
Usłyszała przeciągnięty jęk na górze. Zombie.
-Ehh... Cyprian sobie poradzi z jednym - pomyślała - przecież ma broń. - I nagle doszło to do niej ma tylko pistolet. Sam stwierdził, że nie umie się posługiwać nożami i inną bronią białą. Szybko wybiegła z mieszkania, przy drzwiach słysząc dźwięk towarzyszący przeładowaniu pistoletu. Po chwili usłyszała wystrzał i eksplozję. Siła wybuchu odepchnęła ją kilka metrów w przód. Podczas lotu poczuła falę gorąca na plecach. Upadła na trawnik i zemdlała. Po paru minutach doszła do siebie i powoli próbowała wstać. To cud, że sztywnych nie było w pobliżu, ale nie ma co się cieszyć. Eksplozja była na tyle głośna, że zaraz ściągnie wszystkie z okolicy. Przy wstawaniu czuła przeszywający ból pleców i kłucie w okolicy żeber. Pewnie złamała parę przy upadku. Podeszła do pobliskiego drzewa i wzięła grabie. Były dobre do podpierania się i w razie spotkania sztywnych mogła trzymać je na odległość. Skierowała się w stronę mieszkania, w którym się zatrzymali. Wyjęła pistolet i trzymała go w gotowości. Już w połowie drogi zauważyła kilka nadciągających zombie. Były jeszcze daleko, ale mimo to dziewczyna przyśpieszyła i od razu poczuła mocniejszy ból w żebrach. Gdy już była przy drzwiach ostatni raz się odwróciła. Sztywni nadchodzili ze wszystkich stron na ucztę. Szybko zamknęła i zabarykadowała drzwi.
Obejrzała plecy w łazience. Nie wyglądały dobrze, ale lepiej niż sądziła. Zdjęła bluzkę, a raczej strzępy. Kawałki ubrań przyczepiły się do pleców, a oderwanie ich było bardzo bolesne. Poczuła się jakby zdzierała skórę. Nie było to nietrafne odczucie, gdyż ciuchy odchodziły ze skórą. Zabieg oczyszczania dopełniło obfite polewanie wodą. Znalazła w apteczce maść na oparzenia i grubo posmarowała plecy, po czym obandażowała się ciasno bandażami elastycznymi, żeby żebro miało jakieś usztywnienie.
Podeszła do okna sztywni szukali ofiary. Były ich dziesiątki. Ale dziewczyna i tak nie zamierzała wychodzić w najbliższym czasie. Samochód stał bezpiecznie w garażu, a ona w domu. Jeśli będzie zachowywać się cicho trupy w ciągu paru dni rozejdą się, a ona zdąży wyzdrowieć. Ada zasłoniła okna kocami i ręcznikami. Żadne światło czy ruch nie mogło zdradzać jej obecności. Zaczęło robić się coraz zimniej na dworze, ale brunetka nie miała jak napalić w kominku. Była zbyt zmęczona. Założyła więc kilka znalezionych ciuchów i zebrała z całego domu kołdry i różne nakrycia. Czując się w miarę bezpiecznie, otulona w kilka kołder położyła się spać z nożem w gotowości.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Randez vous z truposzami.


Witam :) kolejna informacja od autorki. Notka pomysłem jest Mikołaja, ale napisałam ją prawie całą od poczatku zmieniają niektóre wątki, także też trochę się zmęczyłam przy tym ;) Mam nadzieję, że będzie się podobać :) pozdrawiam
************************************************


 Podeszła do śpiących chłopaków cicho jak myszka. Chwilę ich obserwowała, po czym podeszła do jednego z nich i trzymając nóż w gotowości, szepnęła:
- wstawaj, kimkolwiek jesteś – Jak się spodziewała, reakcji nie było więc jeszcze raz powtórzyła, tym razem głośniej:
- Wstawaj – Mikołaj obudził się ledwo, wyglądał jak zombie z przekrwionymi oczami. Odezwał się półprzytomnie: - Kim Ty jesteś i jak tu weszłaś, przecież pozamykaliśmy wszystko … - I zasnął ponownie, nim doczekał się na odpowiedź. Dziewczyna nie wytrzymała i wrzasnęła dobitnie:
- Wstawaj, bo Cię pokiereszuję! – Tym razem Mikołaj nie pomylił rzeczywistości ze snem i obudził się. Konrada także obudził donośny głos dziewczyny.
- Odpowiadajcie, jak się tu dostaliście?        
- Słuchaj, odłóż nóż, to porozmawiamy – Powiedział spokojnym głosem Konrad.
- Chciałbyś! Nie ma mowy! – odpowiedziała dziewczyna hardo. Stała zbyt blisko Mikołaja i nie była zbyt uważna, bo ten wytrącił jej nóż z ręki, ale nie zauważył, że za plecami chowała jeszcze tasak. Dziewczyna wystraszona, zamachnęła się na młodszego chłopaka. Mikołaj nie zdążył się odsunąć i został ranny w ucho. Rana duża nie była, ale krwawiła obficie. Konrad widzac to, rzucił się na dziewczynę i ją obezwładnił. Związali jej ręce i kazali usiąść na krześle. Wykonała ich polecenie całkiem niechętnie, ale nie miała wyboru. Męska cześć tej imprezy zaczęła pytać o różne rzeczy: kim jest, co tu robi, czego chce. Dziewczyna się nie odzywała, co Mikołaja tylko podburzyło i wziął jej nóż do ręki i:
- Albo zaczniesz mówić, albo zobaczysz do czego jestem zdolny – mówiąc to przejechał lekko nożem po jej twarzy. Dziewczyna wystraszyła się, ale milczała nadal.
- Zaczniesz mówić czy nie?- Podniósł głos chłopak
- A co chcesz wiedzieć cieciu? – Mikołajowi skoczyło ciśnienie, wbił nóż w stół i wycedził przez zęby:
- Zawsze bądź miła, dlatego kto ma broń.
- Jak chcesz, to mnie zabij.
- Uwierz, że mogę zrobić coś gorszego, jeżeli będziesz mnie doprowadzać do szewskiej pasji. – Uśmiechnął się. Konrad przyglądał się dotąd milcząco, ale w końcu odezwał się :
- Odpuść jej –
- Ona chciała Nas zabić i mam za to jej odpuścić?
- Tak, Masz jej odpuścić – twardo stwierdził Konrad.
- Bo co mi zrobisz? – Mikołaj był coraz bardziej zły.
- Nic. Zostaw ją i tyle.- Konrad odsunął młodszego kolegę i odezwał się do dziewczyny:
- Wybacz za niego, ale jest trochę porywczy. Przez długi czas był sam. Ma dosyć nieprzyjemne doświadczenia z obcymi. – Dziewczyna na to uśmiechnęła się do Konrada i odpowiedziała:
- Zdążyłam zauważyć, że nie do końca jest normalny.
-  To może się przedstawisz, i powiesz nam trochę o sobie? – Zaproponował Konrad.
- Milej by mi się opowiadało, bez związanych rąk i poczucia braku bezpieczeństwa…
- A no racja – i Starszy chłopak uwolnił dziewczynę. Mikołaj w Tym czasie stał gdzieś z boku i się denerwował. Wiedział jednak, że nie może pozwolić swoim instynktom panować nad sobą.
- Kiran. Jestem Kiran. A to dom mojej siostry. Kiedy tylko to wszystko- tutaj pokazała rękami wielki okrąg – się popsuło, zebrałam się w sobie i przybyłam tutaj najszybciej jak mogłam. Nie było to łatwo i zajęło mi to trochę czasu. Kiedy dostarłam niestety, nikogo już tutaj nie zastałam. Znając jednak moją siostrę i jej zamiłowania, wiedziałam, że tutaj będzie mi bezpiecznie. – zakończyła, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, jednak po dłuższej chwili, niczego już nie dopowiedziała. Siedziała ze spuszczoną głową. Mikołaj podszedł do dziewczyny, wziął ją za rękę, podniósł z krzesła i wytarł łzy. Ona przytuliła się w podzięce, szybko jednak puszczając chłopaka, przypomniawszy sobie jego wcześniejsze zachowanie. Mikołaj uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że możemy Ci zaufać. – Mikołaj w tym momencie wyciągnął rękę do Kiran. Ona pociągnęła nosem, podała mu swoją i powiedziała:
- Myślę, że nie ma problemu. Jesteście może głodni? W piwnicy mam dużo przetworów, a w spiżarce są konserwy i suszone mięsko. Moja siostra myślała naprawdę o wszystkim.
- Mam nadzieję, że żyje, bo nie spotkaliśmy na swojej drodze zbyt wielu żywych – Powiedział Konrad do dziewczyny.
- Myślę, że jak się to zaczęło to wyjechała, bo brakuje ubrań, rzeczy i samochodu. Chcę, żeby żyła. To moja jedyna siostra, bliska mojemu sercu.  – Wszyscy razem ruszyli na przeszukanie spiżarki. Chłopcy jeszcze nie do końca ufali Kiran, dlatego pilnowali jej. Ale jak tylko ujrzeli co ma do jedzenia, nie mieli obaw. Zabrali się za pałaszowanie jedzenia. Było tam wszystko, a do popicia pyszny kompot!
Kiedy już szczęśliwi, z pełnymi brzuszkami odeszli od stołu, poszli położyć się spać. Kolejnego dnia rano, wstali wyspani i w całkiem dobrych nastrojach usiedli do stołu. Po zjedzeniu śniadania, zaczęli rozmowę przy kawie, na temat domu i okolic. Mikołaj, po tym co usłyszał od Kiran, stwierdził, że przydałoby się zrobić porządny zwiad wioski. Reszta się z nim zgodziła i zaczęli przygotowania do wyjścia.

W pierwszych domach nie znaleźli nic ciekawego, nawet jakiś dużych ilości zombie nie spotkali. Starali się jednak mimo wszystko zabierać to co mogło przydać się im w przyszłości. Po jeszcze kilku domach natknęli się na dosyć podejrzany dom, bo na podwórku znajdowało się małe stadko chodzących umarlaków, a drzwi do domu były wyrwane z zawiasów. Pozbyli się zombiaków dosyć szybko i cicho, żeby nie sprowadzić ich więcej na siebie. Mikołaj znając obrzydzenie Konrada do ubijania zombie powiedział:
- Wejdę do domu sam i przeszukam go, a wy pilnujcie wyjścia, żeby żaden nas nie zaskoczył.
- Chyba śnisz, nie pozwolę Ci, żebyś zginął przypadkiem, bo zachciało Ci się bohaterować. – odezwał się dziarsko Konrad. Kiran też wyciągnęła przed siebie swój topór, stając w bojowej pozie.
- jak tam chcecie, ale wolałbym Was tutaj. – zniesmaczony chłopak ruszył do domu, od razu kierując się na schody prowadzące na pierwsze piętro. Coś go przyciągało. Konrad i Kiran poszli przeszukać parter. Mikołaj szedł przed siebie, ale że dom należał do tych dużych, to sprawdzał każdy pokój. W pierwszym z brzegu zobaczył dwóch zombie, kończących swoją ofiarę. Był nią jakiś facet po czterdziestce, a właściwe już resztki. Mikołaj zabił oba potwory mocnymi machnięciami siekiery, oraz dobił resztki osobnika zjadanego. Poszedł dalej, do kolejnego pomieszczenia, gdzie niestety znowu widział tragiczny widok. Następne pokoje były puste. W przedostatnim pokoju całe stadko zjadało jakąś rodzinę. Smutny widok, ale najbardziej rozgniewał Mikołaja widok, jak dwa żywe trupy rozrywały małe ciałko dziecka. Nie mógł tego znieść, wpadł w wielki szał. Jak wpadł do pokoju, to nic nie mogło go zatrzymać. Część Zombiaków wypatroszył siekierą, część wykończył nożem. Jednemu wbił nóż głęboko pod gardło, trafiając do mózgu. Niestety nie zauważył jednego z nich, jedzącego jakąś nogę pod drzwiami. Ale miał szczęście, Bo Mikołaj i Kiran mieli trochę mniej zabijania na dole i zdążyli już dojść do chłopaka. Widzieli tą masakrę, którą zrobił i zabili ostatniego Zombiaka, który miał w zamiarze zjedzenie mordercy swoich współtowarzyszy. Całą ekipą dobili ruszające się resztki umarłych i kiedy już wychodzili, Mikołaj usłyszał głos z szafy:
- Czy… czy mogę Wam zaufać? – cichutki kobiecy głosik, sprawił, że Mikołajowi zjeżyły się włosy na karku. Otworzył nieufnie szafę, przygotowany do obrony, ale to co zobaczył sprawiło, że padł na kolana i się rozpłakał.
- To naprawdę Ty? – spytał dziewczyny. To była Jola, jego dziewczyna, której poszukiwał, nim poznał Konrada. Dziewczyna podeszła do niego i też przyklęknęła i przytuliła się do niego. Przez chwilę trwali tak, przytulając się na klęcząco. W końcu oboje podnieśli się. Mikołaj złapał twarz swojej ukochanej w ręce i pocałował ją. Po chwili ciszy, Konrad zapytał:
- Czy Ci tutaj i reszta, to Twoja rodzina? – Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko smutno pokręciła głową. Nie mogła się patrzeć dokoła, bo od razu zaczynała płakać. Pozbierali się szybko stamtąd i wyszli z domu. Nie mogli tam więcej przebywać, gdyż było to zbyt straszne dla Joli. Po tych przeżyciach nie mieli już sił na dalsze poszukiwania, postanowili więc wrócić do domu Kiran.  Było coraz później, dlatego wydał im się to idealny plan. Jola nie wyglądała zbyt dobrze, więc musieli się nią zająć, nakarmić i wesprzeć psychicznie. W końcu poszli spać. Kiran i Konrad pozwolili Mikołajowi i Joli nacieszyć się sobą, więc dali im osobny pokój. Najpierw zakochani rozmawiali przez pół nocy, aż w końcu zasnęli w swoich objęciach.

Kiedy kolejnego dnia Kiran i Konrad obudzili się, zauważyli że Jola i Mikołaj nawet nie zeszli na dół i prawdopodobnie są jeszcze w łóżku.
- Lepiej ich nie budzić. Tyle czasu się nie widzieli, że pewnie próbowali nadrobić stracony czas, w każdy możliwy sposób– powiedziała Dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko do Konrada. Ten roześmiał się, bo zrozumiał częściową aluzję Kiran. Oboje poszli do kuchni przygotować śniadanie.
- Myślisz, że musimy zanieść im do łóżka jedzenie? Może są tak wyczerpani, że nie potrafią doczołgać się na dół – zażartował starszy chłopak.
- Nie. Za dobrze im by było, jeszcze by się przyzwyczaili… - Kiran pokręciła nosem z uśmiechem i zaczęła jeść swoje śniadanie. Konrad też nie próżnował. W końcu doczekali się też na zakochane gołąbki. Dołączyli do posiłku i rozmów o wszystkim i o niczym.
Kiedy już odpoczęli po jedzeniu, starszy z chłopaków stwierdził, że trzeba byłoby przetkać komin, bo coraz zimniej się robi, a cieplej już nie będzie. Dziewczyny zgodziły się, i zaproponowały, że one zajmą się w tym czasie ogarnięciem i posprzątaniem domu.
Chłopcy poszli poszukać drabiny i kiedy udało im się ją odnaleźć, musieli zdecydować, który z nich wejdzie na dach.
- Ja mam lęk wysokości. – Powiedział Mikołaj uprzedzając Konrada, który chciał coś powiedzieć.
- To niesprawiedliwe… Ja też…. – odpowiedział w końcu. Oboje się uśmiechnęli.
- No to mamy problem. – Mikołaj przez chwilę myślał, po czym zaproponował grę w marynarzyki. Próbowali kilka razy i w końcu wypadło na młodszego chłopaka.
- Ni nic no, muszę się ogarnąć i wykonać zadanie. Ale to był Twój pomysł i to Ty powinieneś tam wchodzić! – Powiedział Mikołaj do starszego kolegi. W końcu wszedł, chybocząc się po drabinie i przetkał ten cholerny komin. Kiedy już spocony, skończył i obaj poszli do domu, okazało się, że dziewczyny prawie kończyły, uszczelniły co się dało, posprzątały wszystko.
- Wychodzi na to, że my się opie*dalamy, a dziewczyny są superbohaterkami… - Powiedział Konrad po czym rzucił się na pomoc dziewczynom. Kiedy już skończyli ogarniać, Mikołaj powiedział:
- Na sąsiedniej posesji widziałem ładny stos drewna na opał. Może wybierzemy się po to? – Po chwili zastanowienia Konrad pokiwał głową. Więc chłopcy znowu się ogarnęli, przygotowali do wyjścia.  Dziewczyny postanowiły ugotować jakiś smaczny obiad w tym czasie.
Najpierw znosili drewno rękoma, ale taka praca była strasznie męcząca i mało bezpieczna, ze względu na szwędające się zdechłe truchła.
- Jakieś 3 domy dalej widziałem taczkę sporych rozmiarów, może pójdziemy po nią ? – Zaproponował Mikołaj, kiedy już nie starczało im sił na noszenie. Konrad zgodził się i poszli po nią. Niestety kiedy weszli na posesję, okazało się, ze nie jest pusta, jak się najpierw wydawało. Zombiaki zaatakowały chłopców z Nienacka. Nie zauważyli ich, dlatego nie byli na to przygotowani. Konrad źle sobie stanął, i pod naporem ciał coś mu stało się w stopę. Jednego z żywych trupów udało się mu ubić, ale drugiego jakoś nie potrafił trafić. Mikołaj miał o tyle łatwiej, że jego atakujący był w gorszym stanie, więc wbicie się w czaszkę było prostsze. Udało mu się z nim uporać bardzo szybko i rzucił się na pomoc starszemu koledze. Zabił ostatniego z tych potworów i podał rękę Konradowi, by pomóc mu wstać. Ten syknął z bólu.
- Nic Ci nie jest? – Zapytał Mikołaj.
- Chyba skręciłem sobie kostkę. – Obaj zamilkli w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia.
- Wiesz co, wezmę jakiś kij i dojdę jakoś do domu – Powiedział po chwili Konrad i zaczął rozglądać się po podwórku. Mikołaj jednak go wyprzedził i dał mu do ręki kij, który leżał obok chłopaka. Ruszyli do domu, jednak starszy chłopak szedł bardzo powoli, a to sprawiało, że stawali się łatwym celem dla zombie. Mikołaj nie wytrzymał i głosem nie znoszącym sprzeciwu powiedział:
- Wsiadaj na taczkę, zawiozę Cię. Będzie szybciej i zdążę jeszcze zwieść resztę drewna. – Konrad chcąc, nie chcąc musiał wtaszczyć się na taczkę. W tym powozie dojechali szybko pod dom, a tam już stały niecierpliwiące się na powrót chłopaków dziewczyny.
- Co się stało!? – Zapytała zdenerwowana Kiran, Kiedy ujrzała tą scenę.
- Nic takiego, małe randez vous z truposzami. A mi noga musiała wysiąść – próbował uśmiechnąć się Konrad. Jakoś zwlókł się z taczki i z pomocą Kiran wszedł do domu. Mikołaj ruszył z taczką do wyjścia.
- Stój! A Ty dokąd? – Jola zatrzymała swojego chłopaka. Jednak ten delikatnie zdjął jej dłoń ze swojego ramienia. Odwrócił się do niej, przytulił i powiedział:
- Idzie zima, zamarzniemy bez drewna, a kto teraz, jak nie ja ma to załatwić? – Po czym wypuścił ją z objęć i ruszył wykonać swoje zadanie.
Zwiózł całe drewno, był zmęczony niemiłosiernie. Ale pamiętał o tym, by zamknąć bramę za sobą i nastawić pułapki. Wchodząc do domu, zamknął za sobą drzwi i ruszył do pokoju, by się położyć. Jola poszła za chłopakiem, chcąc dowiedzieć się jak się czuje. Zasnął zmęczony koszmarnie, a dziewczyna położyła się obok niego i także poszła spać. Reszta grupy też położyła się i zasnęła, bo dzień był bardzo męczący, a kolejne miały być jeszcze gorsze…