poniedziałek, 21 lipca 2014

Niewola

Obudziła się w jakimś ciasnym, ciemnym miejscu, w którym trudno było oddychać. Pierwsze co przyszło jej do głowy, to to, że te czubki zakopały ją żywcem, ale to wydawało się nieprawdopodobne, po za tym nie czuła zapachu ziemi. Próbowała rozeznać się, gdzie się znajduje.
Jedyne co pamiętała to grupa ludzi, która zaskoczyła ją w chatce. Tylko co oni od niej chcieli? Przypomniała sobie, że to coś związanego z jedzeniem, ale brak dopływu prawidłowej ilości tlenu nie pozwalał jej dobrze się zastanowić.
"Potrzeba tlenu!
Tlenu!
Tlenu...
Tylko nie trać przytomności!"
Tylko o tym mogła myśleć. No i o odrobinie wody, która da ukojenie jej spierzchniętym wargom, opuchniętemu językowi i ściśniętemu gardłu.
Nie! To może poczekać. Teraz bardziej potrzebne jest świeże powietrze.
Skądś dochodziło, ale było go za mało .Zaczęła powoli przesuwać dłońmi po ścianach pomieszczenia. Były z jakiegoś metalu, niezbyt grubego, ale szanse na przebicie się były nikłe. Nagle natrafiła na podłużną, wąską szparę, przez którą wlatywało powietrze. Kawałek wyżej natrafiła na jakiś występek. Zamek!
Pojęła już gdzie się znajduje - w bagażniku. Lecz to odkrycie nie pocieszyło jej zbytnio. Jak na razie postanowiła nie uderzać w pokrywę, ponieważ może się odkształcić i zablokować się tak, że już nigdy się stąd nie wydostanie. Poza tym na tej bezsensownej walce traciła tylko siły.
Zaczęła przeszukiwać bagażnik w postaci jakiś narzędzi, które umożliwiłyby jej dostanie się do większej ilości powietrza.

Po bezowocnych poszukiwaniach ułożyła się na boku i przycisnęła twarz do wąskiego otworu. Nie zdało się to jednak na wiele, gdyż po paru minutach zemdlała.

                                              ***

Poczuła bolesne trzaśnięcie w twarz. Wyrwało jej się ciche jęknięcie. Powoli otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą dwóch wpatrujących się w nią mężczyzn. Natychmiast zerwała się z krzesła w próbie ucieczki. Niestety nie był to dobry pomysł. Uśpione mięśnie nie utrzymały jej ciężaru i zachwiała się, a następnie w odpowiedzi dostała kopniaka w brzuch od bliższego mężczyzny. Osunęła się na ziemię i podciągnęła kolana do klatki piersiowej. Napastnik podszedł do niej i chwycił za włosy podciągając jej głowę w górę tak, że znajdowała się centymetry od jego twarzy.
-Nie próbuj więcej - wysyczał z wyraźnym akcentem, po czym puścił ją.
Skinął na swojego towarzysza, a ten uniósł dziewczynę i usadowił na krześle.
-Zajmij się nią! - rozkazał i wyszedł.
-Gdzie jestem? - wychrypiała po chwili.
-Niedaleko Łodzi, w przybudówce chatki w lesie - oznajmił nieznajomy zbliżając się z miseczką.
Dziewczyna próbowała jak najbardziej się odsunąć od nieznajomego.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobię, chcę tylko przemyć rany.
Ada pozwoliła oczyścić sobie twarz i od razu przeszła do pytań.
-Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie? Dlaczego mnie nie puścicie? Co wam zrobiłam?
-Ciii...nie tak głośno, mogą nas pilnować - odpowiedział stanowczo - Jestem Dimitri Worobiow. Osobnik, który Cię przed chwilą bił to był Rudolph Aliyev, radzę z nim nie zaczynać, jest bardzo agresywny. Jesteśmy w piętnastoosobowej grupie, która tutaj się zatrzymała. Zmierzamy do Oleśnicy. Szef naszej bandy Leonard Tulski ma zamiar wykorzystywać Cię jako źródło jedzenia. Będziesz niewolnicą od najgorszych i najbardziej ryzykownych robót. Jak na razie chcą Cię postawić na nogi. Radzę się nie wychylać, milczeć i śmiać się z żartów członków grupy. Może dzięki temu jeszcze trochę pożyjesz względnie bez cierpienia. A zapomniałbym, nie próbuj dobrze wyglądać i pachnieć, bo mogą Cię przez to spotkać niezbyt przyjemne rozkazy ze strony mężczyzn. Jeśli jednak zdarzy się, że któryś z nich będzie chciał Cię zabrać do swojego posłania, nie protestuj. To tylko pogorszy sprawę.
Dziewczyna oniemiała. Nie miała pojęcia jak można być tak okrutnym, żeby pozwalać na takie zachowanie, jak można tak wykorzystywać ludzi i jak ta grupa trzyma się razem, ale jedno nie dawało jej spokoju. Dlaczego jeden z członków tego szalonego gangu pomaga jej, wtajemnicza w zasady działania grupy i daje rady jak unikać nie miłych sytuacji. Spojrzała na niego chcąc spytać go o jego intencję, ale w tej chwili wpadł zupełnie nowy mężczyzna i przyniósł miskę z jedzeniem.
-Jeść! - zakrzyknął, położył miskę na stoliku przy drzwiach i wyszedł. Brunetka chybotliwie podeszła do naczynia i zaczęła się przyglądać strawie. Składała się na nią: kawałek żylastego mięsiwa, do połowy spleśniały pomidor, szklanka brudnej wody i garść czerstwych, suszonych moreli.
-Zjedz wszystko, potrzebne Ci będą siły - powiedział i udał się w ślad za kompanem.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Utopia?

Od kilku tygodni wałęsała się po wiejskich drogach i polach. Nie wiedziała gdzie się znajduje, ale nie chciała stawać, żeby rzucić okiem na mapę. Jej napięcie było spowodowane niedawnym spotkaniem ze stadkiem jej  "znajomych", którzy uparcie chcieli ją złapać i przywitać się rozszarpując ją paskudnymi, czarnymi zębiskami. Cudem udało jej się uniknąć spotkania. Ostatnio nocowała w opuszczonej stacji paliw. Przed pójściem spać dokładnie zabezpieczyła się, zawieszając dookoła budynku puszki, łyżeczki, kołpaki i inne brzęczące przedmioty. W nocy obudziła się słysząc ciągłe dzwonienie. Zanim dotarło do niej co się dzieje, trupy już zaczynały zastawiać budynek ze wszystkich stron. Ada nie zastanawiając się długo chwyciła metalowe krzesło i przedarła się przez ścianę zombie, na szczęście nie zdążyły jeszcze uformować porządnej bariery.
Długo zajęło jej pozbycie się stada. Ucieczka wyssała z niej energię potrzebą do oddalenia się jak najbardziej od zagrożenia, ale dziewczyna postanowiła nie zatrzymywać się ani na moment.
Po dwóch dniach czuła już, że robi coraz mniejsze kroki przez co coraz bardziej się męczy nie posuwając się, w wystarczającym stopniu, w przód. Postanowiła więc przenocować w którymś z okolicznych domków.
Po minięciu kilkunastu domów stwierdziła, że jakiś czas temu zawitali tu szabrownicy i uniemożliwili jej pobyt, w tych domach. Każda posiadłość miała powybijane okna i wyważone drzwi.
-Nie ma to jak pomoc innych ludzi - stwierdziła.
Już miała skierować się dalej, gdy nagle uświadomiła sobie, że przy takich gospodarstwach muszą być jakieś szopy.
Nie pomyliła się, kiedy przechodziła na tyły jednego z budynku spostrzegła parę szop na terenie różnych posiadłości, niestety ich stan nie zachęcał do spędzenia tam nawet kilku godzin. Brunetce wydawało się, że dach może się zawalić jak tylko otworzy drzwi, jednakże postanowiła poszukać dalej jakiś bardziej stabilnych budynków.
Po żmudnych poszukiwaniach postanowiła wrócić do najlepiej zachowanej, choć i tak niebezpiecznej szopki na skraju lasu. Wiedziała, że to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę, bowiem wiedziała, że w lesie czai się mnóstwo szwędaczy i dzikich zwierząt. Kiedy tylko pomyślała o zwierzętach z lasu zamarzyła o świeżym mięsie. Tak niewątpliwie przydałoby się przerwać monotonną dietę składającą się głównie z herbatników i posiłków z puszek, które nawet podgrzane smakowały okropnie, choć i tak lepiej niż zimne. Niestety dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na rozpalenie nawet niewielkiego ognia, ponieważ nadal obawiała się hordy trupów. Zmuszona więc była do jedzenia zimnej masy.
Pogrążona we własnych myślach zasnęła.

                                                         ***
 
Obudziła się po południu, zjadła śniadanie i wyruszyła na polowanie z łukiem i kołczanem pełnym strzał. Postanowiła nie brać swoich rzeczy, żeby przez obciążenie nie zachowywać się głośno. Miała nadzieję, że zwierzęta dobrze się rozmnożyły. Dawno nie polowała, a chciałaby coś porządnego zjeść. Dobrym rozwiązaniem byłyby wnyki, ale dziewczyna kompletnie nie umiała ich sporządzić.
 
Zagłębiła się w las i zaczęła szukać zwierzyny. Zdziwiła się nie widząc szwędaczy, ale idąc coraz dalej natrafiła na paru.
Zwierzyna zdołała się dobrze rozmnożyć, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem czegoś, ale podczas apokalipsy zwierzęta nie ufają kompletnie człekokształtnym. Dziewczynie, więc początkowo szło dość opornie, ale po kilku godzinach zdołała upolować trzy króliki i parę wiewiórek.
-Nieźle jak na początek - powiedziała sobie w duchu.
Postanowiła rozejrzeć się jeszcze trochę po lesie. Niespodziewanie natrafiła na małą chatkę. Kiedy weszła do środka i rozejrzała się. Niewątpliwie domek kiedyś służył jako schronienie dla leśniczego lub łowcy. Znalazła tam mały łuczek, nieszkodliwy w porównaniu do jej łuku, ale dobry do polowania na małą zwierzynę. W malutkiej izdebce był zapas różnego rodzaju jedzenia i wody.
Przy kominku i na dworze pod plandeką znalazła drewno do opału, a w dwóch pokoikach znajdowały się wąskie sypialnie.
Ada od razu się ucieszyła. To było idealne miejsce na dłuższy pobyt. Postanowiła od razu przenieść się tutaj. Zostawiła na małym stoliczku martwe zdobycze i ruszyła po swoje rzeczy.

                                                     ***


Wróciła do chatki i gdy tylko zamknęła drzwi z zacienionych części pokoju wyłoniły się jakieś postacie. Początkowo ucieszyła się, że to nie trupy, ale później przeraziła się. Zdrowi ludzie mogli być znacznie bardziej niebezpieczni.
-Jesteśmy Ci bardzo wdzięczni za to jedzenie, laleczko - powiedział mężczyzna wysuwający się na przód.
-Nie jestem laleczką i to nie jest dla was - warknęła wskazując na martwe zwierzęta.
-Czyżby? - zdziwił się - Wygląda na to, że pozostawiłaś to w naszej kryjówce, a potem odeszłaś. Nawet jeśli nie chciałaś ofiarować tego nam, to zgodnie z zasadą: znalezione, nie kradzione to należy do nas - odpowiedział z krzywym uśmieszkiem.
-Chyba śnisz, to jest moje!- krzyknęła dziewczyna.
-Nie wydaje mi się, żebym śnił, ale ty zaraz zaczniesz - powiedział i skinął na kogoś z tyłu.
Po chwili dziewczyna dostała kolbą pistoletu w tył głowy i padła nieprzytomna.
-Wrzućcie ją do bagażnika, później może nam się przydać, a teraz przygotować ucztę! - rozkazał i wszedł do sypialni z jakąś kobietą...
 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sygnał

Po długim pobycie w czyimś domu doszła do pełnego zdrowia. Zmieniło się to od około dwóch tygodni, kiedy zaczęło brakować jedzenia. przez kilka ostatnie dni niemalże głodowała. Nie miała jak zdobyć pożywienia, gdyż zombie bardzo długo oblegały jej schronienie. Zebrała się cała gromada, która męczyła ją ariami jęków. Wyglądała jak anorektyczka we wczesnym stadium choroby.
-Czas się stąd wynosić - pomyślała. Zebrała wszystkie rzeczy i około godziny 14 miała wyruszać, lecz zatrzymał ją deszcz. Postanowiła przeczekać. Dach w jej kamperze nie był już w stanie idealnym. Miał liczne dziury pozaklejane taśmą. Rozpogodziło się po około czterech godzinach.
Było już dość ciemno, lecz brunetka chciała jak najszybciej zaspokoić swój głód.
Gdy podchodziła do samochodu zauważyła, że opony zostały przebite. Obeszła pojazd i jak się spodziewała wszystkie opony zostały podziurawione.
-Cholera - szepnęła pod nosem. Sprawdziła ile ma opon, ale jak się spodziewała była jedna. - To mnie teraz udupili - powiedziała zdenerwowana i kopnęła wściekle w karoserie.
Nagle usłyszała trzask łamanej gałązki. Pierwsze co przyszło jej na myśl to sztywny, ale gdy się rozejrzała nie zauważyła żadnego. Czuła wzrok na sobie, ale pomyślała, że to może przez to, że tak długo siedziała w mieszkaniu nie wychodząc na zewnątrz. Jednak wolała się upewnić.
-Jest tu ktoś? - spytała - wyjdź nie zrobię Ci nic za przebicie opon.
Jakby w odpowiedzi usłyszała śmiech.
- Dobra możesz sobie tu stać i śmiać się! - krzyknęła w dal.
Kiedy szła uczucie obserwacji nie opuszczało jej ani na chwilę, ale nie chciała się odwracać. Jej wyobraźnia mogła zadziałać na jej niekorzyść. W końcu dała za wygraną i odwróciła się, przez chwilę wydało jej się, że między drzewami przy pobliskim domu zauważyła postać w czarnej szacie, ale kiedy znowu tam spojrzała nikogo nie było. Jednak po chwili puściła się biegiem przed siebie.
Za sobą usłyszała jak ktoś również zaczął biec i śmiać się raz po raz. Zatrzymała się po chwili i wyciągnęła nóż.
-Ostrzegam Cię pomyleńcu! - krzyknęła obracając się dookoła siebie. - Odejdź!
Niespodziewanie niewysoka, zakapturzona postać znalazła się przy niej. Poddając się chwili dziewczyna szybko dźgnęła postać. Gdy ta upadła brunetka uklęknęła przy niej i powoli zdjęła kaptur. To co zobaczyła zszokowało ją.
To było dziecko. Szalone, ale jednak dziecko. Dziewczynka mogła mieć około dziewięciu lat.
Brunetka zamknęła dziewczynce oczy i wbiła nóż w jej główkę. Położyła się obok niej i patrzyła w niebo. Było szare, nijakie. Powinna się do tego przyzwyczaić, wszysko po apokalipsie było takie, ale nie mogła.
Po jakiś dziesięciu minutach usłyszała jęki umarłych - jej osobisty sygnał, że czas się wynosić. Zarzuciła plecak i torbę na plecy i ruszyła w dalszą drogę.
Jej cel na najbliższy czas: znaleźć jedzenie, środek transportu i co najważniejsze - przeżyć.

sobota, 5 kwietnia 2014

Bo każdy może być sprzymierzeńcem, ale i wrogiem.

Po powrocie do bazy zaczęła się narada. Dziewczyny poddały pomysł, że dobrze byłoby dojść do ekipy Michała, bo w grupie bezpieczniej. Jednak Mikołaj nie był tego taki pewien, Wyjaśnił wszystkim dlaczego obawia się tego rozwiązania.
- Nic o nich nie wiemy, nie znamy ich. Mnie i Konrada mogą zabić we śnie, a Was dziewczyny, mogą zgwałcić, zamknąć i wykorzystywać… Nie wiadomo co to za psychole. – Kiran usłyszawszy o gwałcie natychmiast zmieniła zdanie.
- Nie wyglądali na takich – oburzyła się Jola. Konrad wtrącił się do rozmowy:
 -Może nie wyglądali, ale mogą nas pozabijać.
-Czemu im nie ufasz ? - zapytała dziewczyna.
-To oczywiste, nie znamy ich. – odpowiedział chłopak. Mikołaj zdenerwowany postawą grupy powiedział:
- Nie ma żadnej opcji , nie przyłączymy się do nich, prędzej ich pozabijam. - Wtedy okazało się, kto jest przywódcą grupy. Nikt nie zakwestionował tego, co powiedział Mikołaj .
- Musicie nauczyć się samoobrony i zabijania. Tamta grupa nie wygląda na taką, co lubi się dogadywać z innymi. Czuję, że przyda się Wam taka wiedza. – Dodał Mikołaj i zabrał się do roboty. Pokazał im jak zabijać szybko i cicho. Jednak grupa była trochę niechętna do nauki. Konrad jeszcze jako tako współpracował, ale dziewczyny niestety nie.
- Jeżeli zginiecie, to tylko przez własną głupotę. Ten świat, który był kiedyś już nie istnieje i jego zasady poszły w zapomnienie. A teraz mogą przeżyć tylko najsilniejsi. – Na chwilę zamilknął, przyglądając się dziewczynom, po czym dodał:
-Jutro spotkamy się z nimi zgodnie z umową. Musimy uważać, nie wiem co się stanie, ale jeśli oni skrzywdzą kogoś z naszych to nie ręczę za siebie.

W nocy, kiedy już sen ich zmorzył, pojawili się niespodziewani goście. Jakimś cudem przeszli przez pułapki na podwórku i zaczęli dobierać się do drzwi. Konrad, który spał najbliżej wejścia, usłyszał ich jako pierwszy. Wstał szybko ale cicho i pobiegł obudzić resztę. Już byli przygotowani na najgorsze, ale kiedy Mikołaj zerknął przez odsuniętą zasłonę, ujrzał trzech dzieciaków. Dwójka z nich wyglądała na 12-13 lat, trzeci trochę dojrzalej, może miał 15. Mikołaj wraz z Konradem otworzyli drzwi, zanim tamci zepsuli zamek . Dzieciaki aż odskoczyły, gdy ich ujrzały. Zaczęły mówić wszystkie na raz, że goni ich grupa zombie i ze muszą się gdzieś ukryć.
- Jest z Wami ktoś jeszcze? – Zapytał podejrzliwie Konrad.
- Tak, jeszcze dwóch starszych chłopaków, Kamil i Hubert, mieli dołączyć do Nas za moment. – odpowiedział jeden z młodszych chłopców. Konrad spojrzał na Mikołaja ze współczuciem w oczach i pytaniem. Mikołaj niechętnie zgodził się na krótki pobyt tej grupki u nich. Po około piętnastu minutach usłyszeli szepty. Myśleli, że to członkowie grupy tych młodzików, ale Kidy otworzyli drzwi, zobaczyli znajome twarze. Byli to członkowie grupy Michała, prawdopodobnie grupa zwiadowcza. Było ich dwóch i nim się spostrzegli, zostali obezwładnieni przez Mikołaja i Konrada. Chłopcy wzięli ich do stodoły na małe przesłuchanie.
- Co tu robicie, czego chcecie? - zapytał Mikołaj
- Nic, my tylko jesteśmy na wypadzie po zapasy – odpowiedział odważnie jeden z nich.
- Czyżby? Skąd mam wiedzieć, że nas nie śledziliście i nie mieliście zamiaru nas teraz zabić?
 - Musisz na uwierzyć – odpowiedział drugi z lekkim niepokojem w głosie.
- To jest wasz problem, nie wierzę w ani jedno wypowiedziane słowo- stwierdził Mikołaj i powiedział Konradowi, aby ten związał ich porządnie, zakneblował i najlepiej nałożył worki na głowy. Po sprawdzeniu, czy nie mają przy sobie czegoś, dzięki czemu mogli by się uwolnić, zostawili ich w szopie. W drodze powrotnej Konrad zatrzymał Mikołaja i zapytał:
-wiesz co zrobiłeś ? Wywołałeś wojnę! - Mikołaj odpowiedział tylko że wie co robi. Wrócili do domu i zaczęli rozmawiać z dzieciakami co tu robią, skąd się wzięły i inne szczegóły. Gdy już poznali odpowiedzi na nurtujące ich pytania, usłyszeli, że znowu ktoś jest przy drzwiach. Tym razem, byli to Ci oczekiwani chłopcy, którzy mieli po około 16 lat. Weszli jak do siebie, co nie spodobało się Mikołajowi. Natychmiast wyjaśnił im, że ich pobyt w tym miejscu jest tymczasowy i że muszą zapłacić za możliwość mieszkania w tym domu. Chłopacy popatrzyli na siebie i powiedzieli zgodnie:
- Mów jak możemy zasłużyć na pobyt tutaj?- Mikołaj powiedział że najpierw musza się czegoś o nich dowiedzieć, przy czym poprosił Kiran, żeby znalazła jakąś wodę dla przybyłych. Usiedli przy stole i zaczęli rozmawiać. Na początku przedstawili się, a po chwili przeszli do konkretów. Dowiedzieli się o nie uniknionym konflikcie z obcą grupa. Jeden z nich powiedział:
- Jeśli możemy tu zostać, to wasza wojna jest naszą wojną. - Mikołaj lekko się uśmiechnął:
- Podoba mi się Wasze podejście. Mam nadzieję, że każdy z Was tak myśli. Czas pokaże, czy będzie to Wasz nowy dom, czy też nie… - Powiedział i napił się wody. Rozmawiali tak do rana, uzgadniając i analizując wszystkie możliwe scenariusze spotkania. W końcu z bladego świtu zrobił się dzień. Starsza Ekipa zauważyła, że chłopcy lubią się popisywać.
- To może pokażcie, co potraficie? – Zasugerował uśmiechnięty Konrad. No i może ich umiejętności nie były tak wspaniałe jak to opisywali, ale dawali sobie nieźle radę.
- Jesteście gotowi by zabić dla ochrony naszej Bazy? – Spytał rzeczowo Mikołaj. Chłopcy się zmieszali, ale powiedzieli, że jak trzeba będzie, to zrobią wszystko czego od nich się oczekuje. Jola, która nie wtrącała się wcześniej w rozmowę, nie wytrzymała:
- Czy Wy powariowaliście! Co chcecie zrobić? – krzyknęła oburzona. Konrad spojrzał na nią poważnie i powiedział spokojnym głosem:
- Zrobimy to, co będziemy musieli. – Jola zamilkła spoglądając złym wzrokiem na chłopaków. Mikołaj powiedział, że za kilka minut ruszają, bo przed nimi dość długa droga. Kazał zostać dwóm młodziakom do pilnowania więźniów w szopie. Dał im nóż i powiedział, że jeśli zaczną coś kombinować to mają ich zabić bez wahania.
- To są mordercy, nie mają litości, to i wy jej nie miejcie – dodał po chwili. Ruszyli w piątkę, bez dziewczyn i dwóch najmniejszych dzieciaków, którzy pilnowali ludzi w stodole. Po dotarciu na miejsce zobaczyli grupę dziesięciu osób. Kiedy podchodzili do nich jeden z nowych, Hubert, powiedział do Mikołaja:
- Znam tą grupę. Ich przywódca to milutki gość, psychol jakich mało.
- Dlatego też Was przygarnąłem, pomożecie mi z nimi?- Spytał lekko podejrzliwie Starszy chłopak.
- Za to co zrobił naszemu kumplowi, z chęcią zabiję go własnymi rękoma. – odpowiedział z uśmiechem na Twarzy i błyskiem w oku.  Postawili na konfrontację bezpośrednią, więc kiedy tylko doszli do nich, od razu rozpoczęli rozmowę. Pierwszy Zagadał Michał widząc przybyłych:
- Wiecie coś o dwóch moich ludziach?
- Raczej nie – odpowiedział Mikołaj. Michał lekko się zirytował i zaczął pytać o lokalizację grupy. Konrad coś szepnął do Mikołaja a ten od razu się odezwał:
- Jeżeli chcesz wiedzieć gdzie mamy obóz, to najpierw pokaż Nam gdzie jest Twój.
- Czy Ty chcesz, abym zabrał Cię do mojej bazy? – Michał uniósł brew wypowiadając te słowa.
- Bardziej zależy mi na tym, żebyś Nas wszystkich zabrał do Twojego obozu. – powiedział Mikołaj i czekał na reakcję. Drugi rozmówca chwilę milczał, po czym się zgodził. Wsiedli do wozów i po około godzinnej jeździe dotarli na miejsce. Osada nie była duża, było w niej może z 25 osób. Zwiedzając miejsce rozmawiali o tym jak to wszystko ma wyglądać z ich wspólną przyszłością. Kiedy już skończyli grupa Mikołaja została odstawiona na to samo miejsce z którego została zabrana. Wtedy Michał się odezwał:
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wykorzystać wiedzy, którą uzyskałeś.
- Nie mam powodu, aby Was atakować – odpowiedział na to Mikołaj.
- Teraz Wasza kolej, pokażcie nam swoje włości. – Drugi chłopak już się niecierpliwił. Grupa Mikołaja milczała, kiedy ten zwrócił wzrok na nich. Zobaczyli umówiony znak, by przygotować broń, a chłopak odezwał się w stronę rozmówcy:
- Wszystko w swoim czasie.
- Chyba żartujesz? – powiedział Michał dając znak swoim ludziom, po czym zrobiło się nieprzyjemnie. Obie grupy mierzyły do siebie i pewnie skończyłoby się to strzelaniną miedzy nimi, gdyby nie fakt zmierzającej na nich hordy sztywnych. Ludzie zamiast zwracać się przeciwko sobie zwrócili się przeciw zombie. Zaczęło się małe piekło. Kule latały, trupy rozpadały się, niektóre jeszcze próbowały atakować. Po chwili grupa Michała zauważyła, że to oni wystrzeliwują swoją amunicję, a grupa Mikołaja oddała zaledwie kilka strzałów, przy czym oddalali się pomału. W końcu zaczęli uciekać, a ekipa Michała nie mogła nic zrobić, gdyż Zombie atakowało zaciekle.
W lesie do którego uciekli, Konrad odezwał się:
- Mam nadzieję, że nie będą nas śledzić – Zastrzelił przy tym jakiegoś Zombiaka który szedł za nimi. Wracali już po zmierzchu w kierunku domu, tak żeby żaden patrol ani horda ich nie zobaczyli. Jednak nie spodziewali się zastać tam tego, co zastali….

niedziela, 5 stycznia 2014

Ratunek niespodziewany.

Notka napisana przez Mikołaja. Ja troszkę poprawiłam. Miałam pisać ją na nowo, ale całkiem mi się podobała, więc poprawiłam trochę błędów, kilka tekstów i  jest :)
Miłego czytania!


***********************************
Już jakiś czas mieszkali w domu siostry od Kiran i przyzwyczajali się do wygody. Mikołaj jednak miał świadomość, że tak nie będzie zawsze. Dlatego też,chciał nauczyć grupę sztuki przetrwania. Chłopak postanowił zabrać ich do lasu, bo jak sam uważał, człowiek najlepiej uczy się w praktyce. Zaczęli od nauki tropienia , przez co pewnego razu, podczas wyprawy, prawie zginęli Jola i Konrad. Gdy szukali jakichś tropów zwierząt, nie zachowali ostrożności i wpadli w stare sidła kłusownicze.Wisieli tak przez kilkadziesiąt minut, aż w końcu zjawiły się zombie, zwabione krzykami swojego posiłku . Mikołaj w tym czasie, wraz z Kiran polowali na jelenia. Byli tak daleko, że nie słyszeli krzyków obojga . Gdy się zorientowali, że nie ma Konrada i Joli zaczęli ich szukać . Przeszli około pół kilometra i usłyszeli krzyki, ruszyli w ich stronę . Przy wiszącej dwójce nazbierało się kilkunastu zombie, ale nie było one w stanie ich dosięgnąć. Z każdym metrem, krzyki były coraz wyraźniejsze. Po drodze Kiran i Mikołaj spotkali pięciu sztywnych. Dziewczyna rzuciła się na nich jak lwica broniąca młode. Mikołaja aż zamurowało , ale pomógł jej i w kilkadziesiąt sekund ich wybili .Biegli jeszcze jakieś 200 metrów i dotarli do „wisielców”. Już całkiem sporo zombie zebrało się na polance, ale ułatwieniem był fakt, że były bardzo wpatrzone i skupione na upolowaniu wiszących ludzi. Zaczęła się zabawa , Kiran wzięła głaz i szybko roztrzaskała czaszki niektórym zombie. Dzięki temu, łatwiej było je zabić wbijając nóż w sam środek. Mikołaj wziął swoją siekierę i też zaczął je wybijać. Nie zauważył, że jeden zombie dopiero co się wprosił na „imprezę” i zaatakował chłopaka od tyłu, powalając go na ziemię . Jego koleżanka była tak pochłonięta zabijaniem zombie, że nie zauważyła iż Mikołaj ma poważny problem. Kolejne zombiaki atakowały tych na ziemi, zostawiając wiszących. Chłopak miał nadzieję poradzić sobie samemu, jednak nie było zbytnio możliwości, dlatego krzyknął :
- Hej no! Pomóż mi!
- Daj mi chwilę – natychmiast odpowiedziała Kiran, siłując się z grupką Zombie, która chciała zaatakować Mikołaja. Leżacy na ziemi zaciskając zęby odpowiedział:
- Mogę nie mieć tej chwili!!! -  Kiran skończyła z jednym, który jej został i rzuciła się na zombie atakujące chłopaka , kilka sekund i było po sprawie .Od tych wszystkich krzyków zaroiło się od zombie w około .Szybko odcięli wiszących i chcieli uciekać. Tylko gdzie … Konrad ledwo chodził bo miał poranioną nogę od sideł , Jola też nie miała lepiej . W pobliżu znajdowało się coraz więcej zombie..Mikołaj spojrzał na trójkę i powiedział:
- Chyba nie mamy szans na ucieczkę i musimy walczyć, ale nie chcę decydować za wszystkich.
- Czasami trzeba. Jesteśmy grupą i jeżeli nikt nie ma pomysłu, A Ty go masz to korzystajmy. - odpowiedziała Kiran
-Ty decyduj, ja nie chcę. Nie mam ochoty na walkę, ale jak tak zdecydujemy to jazda! – Powiedział Konrad, a zombie były coraz bliżej. Mikołaj stwierdził:
 -Ja tu nie zamierzam ginąć!! - po czym chwycił Jole i wrzucił na plecy , zaczęli biec . Kiran miała problem, bo musiała jakoś pomóc Konradowi, a ten ledwo co chodził . Mikołaj widząc to, zostawił Jolę już po za lasem na jakiejś łące , dał jej maczetę i powiedział, że ma się bronić co sił w rękach . Wrócił po przyjaciół. Dziewczynie kazał biec do Joli:
- za chwilę tam dołączymy – powiedział do niej. Kiedy już zobaczył, że Kiran jest blisko jego dziewczyny, odwrócił się w stronę chłopaka, a za nim zobaczył dużo zombie.
- Już za późno bracie! Musimy walczyć, albo zginiemy, albo przeżyjemy – Mikołaj mówiąc to dał ostatnią posiadaną maczetę i nóż w ręce przyjaciela. Jedynym plusem było to, że zombie nie szły jedną grupą i dało się je jakoś zabijać, ale do pewnego momentu. W końcu zombie utworzyły „gnijący mur”, prawie nie do przebicia , było ich zbyt wielu. Nie było już odwrotu, byli otoczeni przez sztywnych. Musieli coś zrobić, by nie zginąć, ale nie mieli pomysłu co. Wszędzie było słychać jęki zombie, a okrąg zacieśniał się coraz bardziej. Chłopcy nie mieli wyjścia i ruszyli z głośnym okrzykiem na chordę. Zabijali je jeden po drugim, machali swoją bronią, celując odpowiednio, by zabijać sztywnych. Pilnowali się tez wzajemnie, żeby nie trafił się znowu jakiś wypadek. Kiedy już przerzedzili tą ścianę zdechłych, zabrakło im sił do dalszej walki . Wtedy wydarzył się cud , grupa siedemnastu osób rzuciła się na pomoc . Poradzili sobie całkiem nie źle , zombie padały jeden po drugim, jak domino . Niestety okazało się, że grupa, początkowo licząca siedemnaście osób, zmniejszyła się do czternastu, ale po za tym nikomu nic się nie stało . Pozostała przeprawa z nową grupą , która nie była tak optymistycznie nastawiona. Ich szef Michał podszedł do Konrada i powiedział:
-Większych farciarzy w życiu nie widziałem , co wy tu robiliście? To nasz teren.
- Dziękujemy za ratunek – odpowiedział Chłopak
- Dzięki wielki miszczu! Ale muszę gdzieś na chwilę skoczyć. – Dopowiedział Mikołaj, patrząc w stronę gdzie zostawił dziewczyny. W tym momencie usłyszeli ich krzyki.  Pobiegł najszybciej jak się tylko da. Gdy dobiegł zobaczył, że zombie próbuje zjeść Jolę, więc z całej siły uderzył siekierą w jego głowę, aż ta odpadła. Zdążył jeszcze zapytać się zakrwawionej dziewczyny, czy to na pewno nie jest jej krew. W tej samej chwili dołączyła do nich nowo poznana grupa, wraz z Konradem . Zaczęło się ściemniać, przez co Konrad stwierdził:
To my może już pójdziemy w swoją stronę? - . Michał natychmiast go przystopował
- A gdzie stacjonujecie? – Spytał lider grupy która ich uratowała. Mikołaj był nieufny, dlatego odparł:
- Myślę, że to nie wasza sprawa. – Nic o sobie nie wiedzieli, więc nie ma się co dziwić reakcji obu stron. Jola zaproponował pokojowe rozwiązanie
- Rozstańmy się tu i teraz i zapomnijmy, o tym, co tu zaszło . -Michał spojrzał na grupę i nie chętnym głosem powiedział:
- Ok. Ale pod jednym warunkiem. Chcemy poznać wasze położenie, bo to nasz teren.
- Musimy to przemyśleć, także jutro się tu spotkamy i uzgodnimy wszystko, a dziś rozejdziemy się, bo dzień był i tak już wyczerpując.  Po czym każda z grup poszła w swoją stronę.

sobota, 7 grudnia 2013

Miły domek

Ada obudziła się o świcie. Przeszła przez małe mieszkanie, w którym się zatrzymali i poszła do kuchni.Wyjęła z szafki dwie miski i przetarła je jakąś szmatką. Otworzyła puszkę i napełniła naczynia. Postawiła miski na stole i rzuciła łyżką w chłopaka. Cyprian otworzył szeroko oczy i zaczął szaleńczo wymachiwać nożem przez co spadł na podłogę. Dziewczyna rozbawiona scenką zachłysnęła się i krztusząc się wypluła kęs mięsa na podłogę.
-Następnym razem mogłabyś mnie obudzić normalnie - powiedział zgryźliwie chłopak rozciągając się.
-Tak było więcej zabawy. Poza tym nie zmuszałam cię, żebyś ciął powietrze - stwierdziła - masz to twoje śniadanie - wskazała ręką na miskę. Chłopak błyskawicznie ją chwycił, po czym jeszcze szybciej odstawił.
-Ta breja jest zjadliwa? - spytał patrząc z obrzydzeniem na posiłek.
-Sam sprawdź - powiedziała i wzięła do ust kolejną porcję. Danie smakowało jak wyżuta guma, ale to jedyne co mieli. - Jeśli chcesz czegoś lepszego idź znajdź. Wczoraj ci nie poszło - dodała po chwili. Byli w mieście od dwóch dni, a jedyne co znajdowali to sztywnych i zgniłe jedzenie. Trudno się jednak dziwić. W mieście każdy kto pozostał zabrał długoterminowe jedzenie i uciekł jak najdalej, lub zabarykadował się w mieszkaniu.

***
Przemierzali przecznice pieszo wchodząc do kolejnych mieszkań. To co znajdowali było gorsze niż na obrzeżach. "Czy ludzie w mieście nie mogli kupować czegoś na wszelki wypadek?" Pytała się w myślach Ada. To co znajdowali w co drugim domu to alkohol. Mnóstwo alkoholu.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać gniewu, więc gdy zobaczyła w kolejnym mieszkaniu sam trunek nie wytrzymała i cisnęła z całej siły butelką w ścianę. Wino spłynęło po ścianie niczym rozwodniona krew.
Chłopak przeszukujący sąsiedni pokój słysząc hałas od razu przybiegł z pistoletem w gotowości. Lecz zdziwił się widząc dziewczynę siedzącą na podłodze i obracającą w ręku kawałkiem zielonego szkła. Myślał, że zastała gromadkę zombie.Widząc na ścianie czerwoną plamę i kawałki szkła szybko odgadnął co się stało. Usiadł koło niej i spojrzał na jej ręce. Krew zaczęła spływać po jej palcach. Zdecydowanie za mocno ściskała dłonie. Delikatnie odebrał jej szkło. Wyjął z kieszeni kurtki bandaż i owinął jej wokół ręki. Ada się nie odzywała, a chłopak nie chcąc przerwać tej ciszy również nie zaczynał rozmowy. Siedzieli w pokoju przez chwilę po czym ruszyli na dalsze poszukiwania.
 
***
Niedaleko tymczasowej kryjówki trafili na uliczkę, w której stały same domki jednorodzinne. Połowa była tak zniszczona, że darowali sobie przeszukiwanie ich. Byli bardzo zdziwieni brakiem sztywnych. Na tej uliczce było bardzo cicho i czysto. Nie było walających się śmieci, trupów czy chociażby krwi. Nie przejeli się tym zbytnio  Idąc chodnikiem natrafili na dość mały domek, w porównaniu do innych. Dziewczyna pomyślała, że skromny domek może oznaczać zapasy.
Już od progu uderzyła ich nozdrza okropna, drapiąca w gardle woń. Nie był to zapach rozkładu, do którego Ada się już przyzwyczaiła. Było to coś zupełnie innego, choć brunetka wiedziała, że nie jest jej to obcy swąd. Chłopak zbytnio nie przejmując się fetorem wszedł na piętro mieszkania. Dziewczyna stała w wejściu, lecz myślami błądziła po zakamarkach swojej pamięci. Dopadały ją tylko wspomnienia dzieciństwa. Często jak zostawiło się włączoną kuchenkę to czuć było to, lecz nie tak intensywnie. Kuchenka...
-Gaz!-krzyknęła dziewczyna.
-Co?-odkrzyknął z góry Cyprian. Chłopak jej nie usłyszał, przez trzaskanie szafkami. To nic, wystarczy, że nie będzie wzniecał ognia. Czasy apokalipsy im sprzyjały ze względu na brak prądu w domu. Odetchnęła z ulgą. Nagromadzonego gazu było na tyle dużo, że spokojnie rozniesie całą tą chałupę.
Usłyszała przeciągnięty jęk na górze. Zombie.
-Ehh... Cyprian sobie poradzi z jednym - pomyślała - przecież ma broń. - I nagle doszło to do niej ma tylko pistolet. Sam stwierdził, że nie umie się posługiwać nożami i inną bronią białą. Szybko wybiegła z mieszkania, przy drzwiach słysząc dźwięk towarzyszący przeładowaniu pistoletu. Po chwili usłyszała wystrzał i eksplozję. Siła wybuchu odepchnęła ją kilka metrów w przód. Podczas lotu poczuła falę gorąca na plecach. Upadła na trawnik i zemdlała. Po paru minutach doszła do siebie i powoli próbowała wstać. To cud, że sztywnych nie było w pobliżu, ale nie ma co się cieszyć. Eksplozja była na tyle głośna, że zaraz ściągnie wszystkie z okolicy. Przy wstawaniu czuła przeszywający ból pleców i kłucie w okolicy żeber. Pewnie złamała parę przy upadku. Podeszła do pobliskiego drzewa i wzięła grabie. Były dobre do podpierania się i w razie spotkania sztywnych mogła trzymać je na odległość. Skierowała się w stronę mieszkania, w którym się zatrzymali. Wyjęła pistolet i trzymała go w gotowości. Już w połowie drogi zauważyła kilka nadciągających zombie. Były jeszcze daleko, ale mimo to dziewczyna przyśpieszyła i od razu poczuła mocniejszy ból w żebrach. Gdy już była przy drzwiach ostatni raz się odwróciła. Sztywni nadchodzili ze wszystkich stron na ucztę. Szybko zamknęła i zabarykadowała drzwi.
Obejrzała plecy w łazience. Nie wyglądały dobrze, ale lepiej niż sądziła. Zdjęła bluzkę, a raczej strzępy. Kawałki ubrań przyczepiły się do pleców, a oderwanie ich było bardzo bolesne. Poczuła się jakby zdzierała skórę. Nie było to nietrafne odczucie, gdyż ciuchy odchodziły ze skórą. Zabieg oczyszczania dopełniło obfite polewanie wodą. Znalazła w apteczce maść na oparzenia i grubo posmarowała plecy, po czym obandażowała się ciasno bandażami elastycznymi, żeby żebro miało jakieś usztywnienie.
Podeszła do okna sztywni szukali ofiary. Były ich dziesiątki. Ale dziewczyna i tak nie zamierzała wychodzić w najbliższym czasie. Samochód stał bezpiecznie w garażu, a ona w domu. Jeśli będzie zachowywać się cicho trupy w ciągu paru dni rozejdą się, a ona zdąży wyzdrowieć. Ada zasłoniła okna kocami i ręcznikami. Żadne światło czy ruch nie mogło zdradzać jej obecności. Zaczęło robić się coraz zimniej na dworze, ale brunetka nie miała jak napalić w kominku. Była zbyt zmęczona. Założyła więc kilka znalezionych ciuchów i zebrała z całego domu kołdry i różne nakrycia. Czując się w miarę bezpiecznie, otulona w kilka kołder położyła się spać z nożem w gotowości.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Randez vous z truposzami.


Witam :) kolejna informacja od autorki. Notka pomysłem jest Mikołaja, ale napisałam ją prawie całą od poczatku zmieniają niektóre wątki, także też trochę się zmęczyłam przy tym ;) Mam nadzieję, że będzie się podobać :) pozdrawiam
************************************************


 Podeszła do śpiących chłopaków cicho jak myszka. Chwilę ich obserwowała, po czym podeszła do jednego z nich i trzymając nóż w gotowości, szepnęła:
- wstawaj, kimkolwiek jesteś – Jak się spodziewała, reakcji nie było więc jeszcze raz powtórzyła, tym razem głośniej:
- Wstawaj – Mikołaj obudził się ledwo, wyglądał jak zombie z przekrwionymi oczami. Odezwał się półprzytomnie: - Kim Ty jesteś i jak tu weszłaś, przecież pozamykaliśmy wszystko … - I zasnął ponownie, nim doczekał się na odpowiedź. Dziewczyna nie wytrzymała i wrzasnęła dobitnie:
- Wstawaj, bo Cię pokiereszuję! – Tym razem Mikołaj nie pomylił rzeczywistości ze snem i obudził się. Konrada także obudził donośny głos dziewczyny.
- Odpowiadajcie, jak się tu dostaliście?        
- Słuchaj, odłóż nóż, to porozmawiamy – Powiedział spokojnym głosem Konrad.
- Chciałbyś! Nie ma mowy! – odpowiedziała dziewczyna hardo. Stała zbyt blisko Mikołaja i nie była zbyt uważna, bo ten wytrącił jej nóż z ręki, ale nie zauważył, że za plecami chowała jeszcze tasak. Dziewczyna wystraszona, zamachnęła się na młodszego chłopaka. Mikołaj nie zdążył się odsunąć i został ranny w ucho. Rana duża nie była, ale krwawiła obficie. Konrad widzac to, rzucił się na dziewczynę i ją obezwładnił. Związali jej ręce i kazali usiąść na krześle. Wykonała ich polecenie całkiem niechętnie, ale nie miała wyboru. Męska cześć tej imprezy zaczęła pytać o różne rzeczy: kim jest, co tu robi, czego chce. Dziewczyna się nie odzywała, co Mikołaja tylko podburzyło i wziął jej nóż do ręki i:
- Albo zaczniesz mówić, albo zobaczysz do czego jestem zdolny – mówiąc to przejechał lekko nożem po jej twarzy. Dziewczyna wystraszyła się, ale milczała nadal.
- Zaczniesz mówić czy nie?- Podniósł głos chłopak
- A co chcesz wiedzieć cieciu? – Mikołajowi skoczyło ciśnienie, wbił nóż w stół i wycedził przez zęby:
- Zawsze bądź miła, dlatego kto ma broń.
- Jak chcesz, to mnie zabij.
- Uwierz, że mogę zrobić coś gorszego, jeżeli będziesz mnie doprowadzać do szewskiej pasji. – Uśmiechnął się. Konrad przyglądał się dotąd milcząco, ale w końcu odezwał się :
- Odpuść jej –
- Ona chciała Nas zabić i mam za to jej odpuścić?
- Tak, Masz jej odpuścić – twardo stwierdził Konrad.
- Bo co mi zrobisz? – Mikołaj był coraz bardziej zły.
- Nic. Zostaw ją i tyle.- Konrad odsunął młodszego kolegę i odezwał się do dziewczyny:
- Wybacz za niego, ale jest trochę porywczy. Przez długi czas był sam. Ma dosyć nieprzyjemne doświadczenia z obcymi. – Dziewczyna na to uśmiechnęła się do Konrada i odpowiedziała:
- Zdążyłam zauważyć, że nie do końca jest normalny.
-  To może się przedstawisz, i powiesz nam trochę o sobie? – Zaproponował Konrad.
- Milej by mi się opowiadało, bez związanych rąk i poczucia braku bezpieczeństwa…
- A no racja – i Starszy chłopak uwolnił dziewczynę. Mikołaj w Tym czasie stał gdzieś z boku i się denerwował. Wiedział jednak, że nie może pozwolić swoim instynktom panować nad sobą.
- Kiran. Jestem Kiran. A to dom mojej siostry. Kiedy tylko to wszystko- tutaj pokazała rękami wielki okrąg – się popsuło, zebrałam się w sobie i przybyłam tutaj najszybciej jak mogłam. Nie było to łatwo i zajęło mi to trochę czasu. Kiedy dostarłam niestety, nikogo już tutaj nie zastałam. Znając jednak moją siostrę i jej zamiłowania, wiedziałam, że tutaj będzie mi bezpiecznie. – zakończyła, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, jednak po dłuższej chwili, niczego już nie dopowiedziała. Siedziała ze spuszczoną głową. Mikołaj podszedł do dziewczyny, wziął ją za rękę, podniósł z krzesła i wytarł łzy. Ona przytuliła się w podzięce, szybko jednak puszczając chłopaka, przypomniawszy sobie jego wcześniejsze zachowanie. Mikołaj uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że możemy Ci zaufać. – Mikołaj w tym momencie wyciągnął rękę do Kiran. Ona pociągnęła nosem, podała mu swoją i powiedziała:
- Myślę, że nie ma problemu. Jesteście może głodni? W piwnicy mam dużo przetworów, a w spiżarce są konserwy i suszone mięsko. Moja siostra myślała naprawdę o wszystkim.
- Mam nadzieję, że żyje, bo nie spotkaliśmy na swojej drodze zbyt wielu żywych – Powiedział Konrad do dziewczyny.
- Myślę, że jak się to zaczęło to wyjechała, bo brakuje ubrań, rzeczy i samochodu. Chcę, żeby żyła. To moja jedyna siostra, bliska mojemu sercu.  – Wszyscy razem ruszyli na przeszukanie spiżarki. Chłopcy jeszcze nie do końca ufali Kiran, dlatego pilnowali jej. Ale jak tylko ujrzeli co ma do jedzenia, nie mieli obaw. Zabrali się za pałaszowanie jedzenia. Było tam wszystko, a do popicia pyszny kompot!
Kiedy już szczęśliwi, z pełnymi brzuszkami odeszli od stołu, poszli położyć się spać. Kolejnego dnia rano, wstali wyspani i w całkiem dobrych nastrojach usiedli do stołu. Po zjedzeniu śniadania, zaczęli rozmowę przy kawie, na temat domu i okolic. Mikołaj, po tym co usłyszał od Kiran, stwierdził, że przydałoby się zrobić porządny zwiad wioski. Reszta się z nim zgodziła i zaczęli przygotowania do wyjścia.

W pierwszych domach nie znaleźli nic ciekawego, nawet jakiś dużych ilości zombie nie spotkali. Starali się jednak mimo wszystko zabierać to co mogło przydać się im w przyszłości. Po jeszcze kilku domach natknęli się na dosyć podejrzany dom, bo na podwórku znajdowało się małe stadko chodzących umarlaków, a drzwi do domu były wyrwane z zawiasów. Pozbyli się zombiaków dosyć szybko i cicho, żeby nie sprowadzić ich więcej na siebie. Mikołaj znając obrzydzenie Konrada do ubijania zombie powiedział:
- Wejdę do domu sam i przeszukam go, a wy pilnujcie wyjścia, żeby żaden nas nie zaskoczył.
- Chyba śnisz, nie pozwolę Ci, żebyś zginął przypadkiem, bo zachciało Ci się bohaterować. – odezwał się dziarsko Konrad. Kiran też wyciągnęła przed siebie swój topór, stając w bojowej pozie.
- jak tam chcecie, ale wolałbym Was tutaj. – zniesmaczony chłopak ruszył do domu, od razu kierując się na schody prowadzące na pierwsze piętro. Coś go przyciągało. Konrad i Kiran poszli przeszukać parter. Mikołaj szedł przed siebie, ale że dom należał do tych dużych, to sprawdzał każdy pokój. W pierwszym z brzegu zobaczył dwóch zombie, kończących swoją ofiarę. Był nią jakiś facet po czterdziestce, a właściwe już resztki. Mikołaj zabił oba potwory mocnymi machnięciami siekiery, oraz dobił resztki osobnika zjadanego. Poszedł dalej, do kolejnego pomieszczenia, gdzie niestety znowu widział tragiczny widok. Następne pokoje były puste. W przedostatnim pokoju całe stadko zjadało jakąś rodzinę. Smutny widok, ale najbardziej rozgniewał Mikołaja widok, jak dwa żywe trupy rozrywały małe ciałko dziecka. Nie mógł tego znieść, wpadł w wielki szał. Jak wpadł do pokoju, to nic nie mogło go zatrzymać. Część Zombiaków wypatroszył siekierą, część wykończył nożem. Jednemu wbił nóż głęboko pod gardło, trafiając do mózgu. Niestety nie zauważył jednego z nich, jedzącego jakąś nogę pod drzwiami. Ale miał szczęście, Bo Mikołaj i Kiran mieli trochę mniej zabijania na dole i zdążyli już dojść do chłopaka. Widzieli tą masakrę, którą zrobił i zabili ostatniego Zombiaka, który miał w zamiarze zjedzenie mordercy swoich współtowarzyszy. Całą ekipą dobili ruszające się resztki umarłych i kiedy już wychodzili, Mikołaj usłyszał głos z szafy:
- Czy… czy mogę Wam zaufać? – cichutki kobiecy głosik, sprawił, że Mikołajowi zjeżyły się włosy na karku. Otworzył nieufnie szafę, przygotowany do obrony, ale to co zobaczył sprawiło, że padł na kolana i się rozpłakał.
- To naprawdę Ty? – spytał dziewczyny. To była Jola, jego dziewczyna, której poszukiwał, nim poznał Konrada. Dziewczyna podeszła do niego i też przyklęknęła i przytuliła się do niego. Przez chwilę trwali tak, przytulając się na klęcząco. W końcu oboje podnieśli się. Mikołaj złapał twarz swojej ukochanej w ręce i pocałował ją. Po chwili ciszy, Konrad zapytał:
- Czy Ci tutaj i reszta, to Twoja rodzina? – Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko smutno pokręciła głową. Nie mogła się patrzeć dokoła, bo od razu zaczynała płakać. Pozbierali się szybko stamtąd i wyszli z domu. Nie mogli tam więcej przebywać, gdyż było to zbyt straszne dla Joli. Po tych przeżyciach nie mieli już sił na dalsze poszukiwania, postanowili więc wrócić do domu Kiran.  Było coraz później, dlatego wydał im się to idealny plan. Jola nie wyglądała zbyt dobrze, więc musieli się nią zająć, nakarmić i wesprzeć psychicznie. W końcu poszli spać. Kiran i Konrad pozwolili Mikołajowi i Joli nacieszyć się sobą, więc dali im osobny pokój. Najpierw zakochani rozmawiali przez pół nocy, aż w końcu zasnęli w swoich objęciach.

Kiedy kolejnego dnia Kiran i Konrad obudzili się, zauważyli że Jola i Mikołaj nawet nie zeszli na dół i prawdopodobnie są jeszcze w łóżku.
- Lepiej ich nie budzić. Tyle czasu się nie widzieli, że pewnie próbowali nadrobić stracony czas, w każdy możliwy sposób– powiedziała Dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko do Konrada. Ten roześmiał się, bo zrozumiał częściową aluzję Kiran. Oboje poszli do kuchni przygotować śniadanie.
- Myślisz, że musimy zanieść im do łóżka jedzenie? Może są tak wyczerpani, że nie potrafią doczołgać się na dół – zażartował starszy chłopak.
- Nie. Za dobrze im by było, jeszcze by się przyzwyczaili… - Kiran pokręciła nosem z uśmiechem i zaczęła jeść swoje śniadanie. Konrad też nie próżnował. W końcu doczekali się też na zakochane gołąbki. Dołączyli do posiłku i rozmów o wszystkim i o niczym.
Kiedy już odpoczęli po jedzeniu, starszy z chłopaków stwierdził, że trzeba byłoby przetkać komin, bo coraz zimniej się robi, a cieplej już nie będzie. Dziewczyny zgodziły się, i zaproponowały, że one zajmą się w tym czasie ogarnięciem i posprzątaniem domu.
Chłopcy poszli poszukać drabiny i kiedy udało im się ją odnaleźć, musieli zdecydować, który z nich wejdzie na dach.
- Ja mam lęk wysokości. – Powiedział Mikołaj uprzedzając Konrada, który chciał coś powiedzieć.
- To niesprawiedliwe… Ja też…. – odpowiedział w końcu. Oboje się uśmiechnęli.
- No to mamy problem. – Mikołaj przez chwilę myślał, po czym zaproponował grę w marynarzyki. Próbowali kilka razy i w końcu wypadło na młodszego chłopaka.
- Ni nic no, muszę się ogarnąć i wykonać zadanie. Ale to był Twój pomysł i to Ty powinieneś tam wchodzić! – Powiedział Mikołaj do starszego kolegi. W końcu wszedł, chybocząc się po drabinie i przetkał ten cholerny komin. Kiedy już spocony, skończył i obaj poszli do domu, okazało się, że dziewczyny prawie kończyły, uszczelniły co się dało, posprzątały wszystko.
- Wychodzi na to, że my się opie*dalamy, a dziewczyny są superbohaterkami… - Powiedział Konrad po czym rzucił się na pomoc dziewczynom. Kiedy już skończyli ogarniać, Mikołaj powiedział:
- Na sąsiedniej posesji widziałem ładny stos drewna na opał. Może wybierzemy się po to? – Po chwili zastanowienia Konrad pokiwał głową. Więc chłopcy znowu się ogarnęli, przygotowali do wyjścia.  Dziewczyny postanowiły ugotować jakiś smaczny obiad w tym czasie.
Najpierw znosili drewno rękoma, ale taka praca była strasznie męcząca i mało bezpieczna, ze względu na szwędające się zdechłe truchła.
- Jakieś 3 domy dalej widziałem taczkę sporych rozmiarów, może pójdziemy po nią ? – Zaproponował Mikołaj, kiedy już nie starczało im sił na noszenie. Konrad zgodził się i poszli po nią. Niestety kiedy weszli na posesję, okazało się, ze nie jest pusta, jak się najpierw wydawało. Zombiaki zaatakowały chłopców z Nienacka. Nie zauważyli ich, dlatego nie byli na to przygotowani. Konrad źle sobie stanął, i pod naporem ciał coś mu stało się w stopę. Jednego z żywych trupów udało się mu ubić, ale drugiego jakoś nie potrafił trafić. Mikołaj miał o tyle łatwiej, że jego atakujący był w gorszym stanie, więc wbicie się w czaszkę było prostsze. Udało mu się z nim uporać bardzo szybko i rzucił się na pomoc starszemu koledze. Zabił ostatniego z tych potworów i podał rękę Konradowi, by pomóc mu wstać. Ten syknął z bólu.
- Nic Ci nie jest? – Zapytał Mikołaj.
- Chyba skręciłem sobie kostkę. – Obaj zamilkli w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia.
- Wiesz co, wezmę jakiś kij i dojdę jakoś do domu – Powiedział po chwili Konrad i zaczął rozglądać się po podwórku. Mikołaj jednak go wyprzedził i dał mu do ręki kij, który leżał obok chłopaka. Ruszyli do domu, jednak starszy chłopak szedł bardzo powoli, a to sprawiało, że stawali się łatwym celem dla zombie. Mikołaj nie wytrzymał i głosem nie znoszącym sprzeciwu powiedział:
- Wsiadaj na taczkę, zawiozę Cię. Będzie szybciej i zdążę jeszcze zwieść resztę drewna. – Konrad chcąc, nie chcąc musiał wtaszczyć się na taczkę. W tym powozie dojechali szybko pod dom, a tam już stały niecierpliwiące się na powrót chłopaków dziewczyny.
- Co się stało!? – Zapytała zdenerwowana Kiran, Kiedy ujrzała tą scenę.
- Nic takiego, małe randez vous z truposzami. A mi noga musiała wysiąść – próbował uśmiechnąć się Konrad. Jakoś zwlókł się z taczki i z pomocą Kiran wszedł do domu. Mikołaj ruszył z taczką do wyjścia.
- Stój! A Ty dokąd? – Jola zatrzymała swojego chłopaka. Jednak ten delikatnie zdjął jej dłoń ze swojego ramienia. Odwrócił się do niej, przytulił i powiedział:
- Idzie zima, zamarzniemy bez drewna, a kto teraz, jak nie ja ma to załatwić? – Po czym wypuścił ją z objęć i ruszył wykonać swoje zadanie.
Zwiózł całe drewno, był zmęczony niemiłosiernie. Ale pamiętał o tym, by zamknąć bramę za sobą i nastawić pułapki. Wchodząc do domu, zamknął za sobą drzwi i ruszył do pokoju, by się położyć. Jola poszła za chłopakiem, chcąc dowiedzieć się jak się czuje. Zasnął zmęczony koszmarnie, a dziewczyna położyła się obok niego i także poszła spać. Reszta grupy też położyła się i zasnęła, bo dzień był bardzo męczący, a kolejne miały być jeszcze gorsze…